fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Po wizycie w ośrodku. Na Pradze-Północ

Choć praca socjalna i, patrząc szerzej, polityka socjalna zawsze jest prowadzona i zakorzeniona lokalnie, problem z jej niedofinansowaniem jest systemowy. Niedofinansowana pomoc społeczna skazana zaś jest na nieskuteczność. A jej klienci na wykluczenie i degradację.

ilustr.: Tomek Kaczor


W piątek odbyłem pierwsze w tym roku zajęcia terenowe ze studentami z zakresu służb społecznych. Trudno powiedzieć, żeby po tym, czego się podczas nich dowiedziałem, człowiek stawał się jakoś szczególnie podbudowany, ale z pewnością pełen nowej wiedzy, wrażeń i przemyśleń. Częścią z tego warto się podzielić, zwłaszcza że o funkcjonowaniu służb socjalnych w ich kontekście społecznym i instytucjonalnym nasza wiedza jest zazwyczaj skromna.
Nie przypadkiem nasza pierwsza wizyta była poświęcona Miejskiemu Ośrodkowi Pomocy Społecznej. Nie przypadkiem, bowiem jest to instytucja, do której osoby z różnymi problemami socjalnymi trafiają w pierwszym rzucie. To tam też zachodzi przekierowanie do innych, bardziej specjalistycznych instytucji i tam wydawane jest gros administracyjnych decyzji dotyczących przysługującego w danym przypadku wsparcia. Można powiedzieć, że OPS to główny filar całej pomocy społecznej w Polsce.
 
Pasja i kompetencja
W opinii części badaczy, jak również samych pracowników, ośrodki wydają się aż zanadto wielofunkcyjne i przeciążone ilością zadań, których sukcesywnie przybywa. Jak zauważył w jednym z wystąpień profesor Grewiński – który swego czasu badał instytucje pomocy społecznej na Mazowszu – OPS to miejsce, gdzie w praktyce kanalizowane są wszelkie problemy do załatwienia, tymczasem zasoby tego typu placówek są siłą rzeczy ograniczone. A konieczność koordynacji i dokumentacji różnych obszarów pomocy społecznej przez OPS zatacza coraz szerszy krąg instytucji. Nowe zadania wynikają choćby z wejścia w życie dwóch nowych ustaw „rodzinnych”: o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie oraz o wsparciu rodziny i pieczy zastępczej. W realizacji zapisów i jednej, i drugiej znacząco partycypować mają OPS i jego pracownicy.
Swoją grupę ćwiczeniową zabrałem do OPS Praga Północ. Miejsce adekwatne z punktu widzenia potencjału poznania rzeczywistości socjalnej w Polsce z uwagi na środowisko, w jakim musi funkcjonować. Sam miałem swój indywidualny powód, bowiem przez dwa minione lata współpracowałem z tymże ośrodkiem na prawach wolontariatu, do czego zresztą w czasach studenckich zmotywowała mnie wcześniejsza rozmowa z pracownikami placówki w ramach zajęć, które dziś sam prowadzę.
Podejmujący nas wówczas pracownicy socjalni zaciekawili mnie pasją, doświadczeniem i kompetencją. Spotkanie tamto przeczyło obiegowej w niektórych kręgach opinii, jakoby w służbach społecznych pracowali ludzie do tego nieprzygotowani, a do tego niewrażliwi na potrzeby społeczne, o czym miałyby świadczyć nagłaśniane w mediach sporadyczne przypadki nadgorliwego zabierania dzieci z dysfunkcyjnych rodzin. Jeden z tych pracowników, pan Marcin Semeniuk, został następnie koordynatorem mojego wolontariatu (wolontariat nie jest ustawowym obowiązkiem OPS-ów, ale większość z nich, przynajmniej na terenie Warszawy, go prowadzi. Jest to bowiem placówka, która z racji prowadzonej ewidencji może mieć szczególne rozeznanie w zakresie istniejących w okolicy potrzeb, które należałoby w odpowiedni sposób zaadresować).
 

ilustr.: Tomek Kaczor


 
Kultura ubóstwa
Dzisiejsze spotkanie wykazało z kolei przygotowanie osób nie tyle bezpośrednio świadczących usługi socjalne, co zarządzających tą instytucją. Do naszych studentów przyszedł dyrektor placówki i kierownik jednej z filii (OPS ma dwie filie + pod kuratelą dodatkowe instytucje: ośrodki wsparcia, dom samotniej matki oraz pełniący funkcje integracyjne, a nie socjalne, klub „złotego wieku”). Mówiąc o dobrym przygotowaniu, nie mam na myśli tylko znajomości procedur i ich wykonywania (bowiem to nawet nie bardzo byliśmy w stanie zweryfikować), ale przede wszystkim rozumienie pewnych wyzwań i procesów, a także stosunek do spraw, którymi pomoc społeczna ma się zajmować. Prowadzący nie przedstawiali cukierkowego obrazu tejże rzeczywistości – wskazując tak na strukturalne, jak i społeczne trudności, ale jednocześnie bez generalizującego napiętnowania beneficjentów polityki socjalnej, co nieraz zdarza się polskim mediom. To oczywiście moje subiektywne wrażenie, ale powstałe dzięki temu, co nam w trakcie spotkania przekazano. Dla mnie również była to w sporej mierze wiedza nowa. Jako wolontariusz pracujący z jednostkowymi przypadkami, nie miałem dotąd wglądu ani w funkcjonowanie instytucji, ani jej społeczne, środowiskowe otoczenie.
Od tego ostatniego wyszedł dyrektor. Praga-Północ jest tu bowiem dzielnicą dość specyficzną. Choć pod względem liczby ludności na osiemnaście dzielnic Powiatu Warszawa, zajmuje dopiero jedenaste miejsce, to jednak natężenie problemów społecznych i osób, które są potencjalnymi lub faktycznymi adresatami działań pomocy społecznej jest tu największe w stolicy.
Prelegenci szacowali, że około 8 tysięcy osób korzysta z różnych form wsparcia realizowanych za pośrednictwem OPS, co stanowi około 10% mieszkańców. Spory odsetek.
Specyfika tego obszaru wyraża się jednak nie tylko w proporcjach liczbowych, ale także w profilu pomocy, na jaką jest tu zapotrzebowanie. O ile w nieco zamożniejszych dzielnicach większą rolę mogą odgrywać potrzeby opiekuńcze, o tyle tu ogromną część stanowią potrzeby typowo socjalne, związane z różnymi formami społecznego wykluczenia. Co więcej, w wielu przypadkach mamy do czynienia z tworzeniem i reprodukcją swoistej kultury ubóstwa, przenoszonej z pokolenia na pokolenie. Dużą rolę do odegrania ma tu system edukacji, ale niełatwo przerwać transmisję niekorzystnego statusu społeczno-ekonomicznego, zwłaszcza w wymiarze kompetencji i aspiracji kulturowych. Jak się okazuje, uczniowie szkół na wszystkim poziomach mają tu statystycznie niższe edukacyjne rezultaty, niż w innych dzielnicach. Wiele dzieci wychowuje się w rodzinach, w których dorosłym brak wykształcenia. Wśród dorosłych klientów OPS niejednokrotnie zdarzają się analfabeci lub półanalfabeci.
 
Niezatrudnialni
Wysoki poziom bezrobocia, także długotrwałego, jest między innymi (choć oczywiście nie tylko) skutkiem właśnie ograniczonego kapitału intelektualnego części tych ludzi. Ich zatrudnialność (ang. employability) jest ograniczona. Także z uwagi na nierzadką przeszłość kryminalną, a także na pojawianie się i rozwijanie różnych dysfunkcji, które towarzyszą wykluczeniu. Często sam wygląd fizyczny (i to na co on może wskazywać) dyskwalifikuje takie osoby w oczach pracodawcy. Pamiętam, jak kiedyś robiłem wywiad o projektach społecznych realizowanych przez OPS i jedna z koordynatorek projektu narzekała, że choć projekty unijne bardzo ożywiają i wspaniale uzupełniają słabości zrutynizowanych działań pomocy społecznej, często ze względu na swój tymczasowy charakter nie są w stanie przezwyciężyć kumulowanych przez lata (a nieraz pokolenia) zaniedbań. Jedna z opisanych przez nią podopiecznych nawet po odbyciu kursu wciąż miała małe szanse znalezienia pracy w usługowej branży, w której się szkoliła, ze względu na dramatyczny stan uzębienia. Owe mniej lub bardziej widoczne gołym okiem zaniedbania zdradzają bardzo zły stan zdrowia zmarginalizowanych tu ludzi. Swego czasu wpadły mi w ręce wyniki badań pokazujących różnice w długości życia między dzielnicami Warszawy. Średnia długość życia wyniosła tu dla mężczyzn 65,7 lat i 76,8lat dla kobiet, podczas gdy na Ursynowie te liczby to 79,8 i 84,9. Myślę, że te dysproporcje są na tyle wymowne, że nie wymagają dodatkowego komentarza.
Oczywiście, ten czarny obraz można skonfrontować z opiniami głoszącymi, że Praga się zmienia, że powstają nowe klubokawiarnie i inne obiekty, widoczne są symptomy rewitalizacji czy wręcz gentryfikacji. Wydaje się jednak, że są to zmiany, choć na pewno ważne i godne odnotowania, to jednak póki co „punktowe”. Po pierwsze, dla wielu osób skrajnie wykluczonych istnieje wyraźna, nieprzekraczalna bariera dochodowa, niepozwalająca na jakiekolwiek uczestnictwo w nowopowstających obiektach. Po drugie, ich wykluczenie ma często bardzo wielowymiarową, głęboko zinterioryzowaną postać i samo wprowadzenie oferty nowych form spędzania czasu to za mało, by zmienić ich sposób życia i społeczną sytuację. Wielu z nich nie dysponuje czasem wolnym, ale – nawiązując do rozróżnienia użytego w „Końcu pracy” przez Ryfkina – czasem bezczynnym. Strategie antywykluczeniowe i rewitalizacyjne muszą więc być zorientowane nie tylko na miejsce, ale na żyjących tu ludzi.
Tym niemniej sama przestrzeń również kształtuje warunki i sposób życia oraz wpływa na jego jakość. Kiedyś na Szmulkach uczyłem dziewczynę, trzydziestoletnią, samotną matkę, która bardzo chciała zdać maturę. Zajęcia odbywały się w jej mieszkaniu (pozbawionym łazienki, co w tamtych okolicach jest standardem), do którego prowadziła obskurna klatka schodowa z walającymi się tu i ówdzie, opróżnionymi butelkami. Gdy raz, czekając na nią z jej sześcioletnim synkiem, stałem pod kamienicą, obok naszych głów ktoś z okna wyrzucił niedopitą puszkę. Gdyby nie była to puszka, a butelka, tragedia byłaby o włos. Wielu ludzi żyjących na Szmulkach pozbawionych jest poczucia jakiejkolwiek sprawczości i w związku z tym ich zachowania bywają nieprzewidywalne, pozbawione odpowiedzialnego myślenia o konsekwencjach. Oczywiście nie wszyscy. Moja uczennica podejmowała próby. Czym się zakończyły – nie wiem. Kontakt się urwał.
 

ilustr.: Tomek Kaczor


 
Podmiot społecznych praw
To tyle, jeśli chodzi o uwarunkowania. Warto jednak powiedzieć parę słów o samej instytucji OPS, jej zadaniach i zasadach funkcjonowania. W obliczu tak rozległych i trudnych do zaspokojenia potrzeb i problemów, trudno jej realizować swoje funkcje przy skromnych zasobach, jakie posiada. Zasoby te głównie pochodzą z budżetu miasta, a z drugiej strony od wojewody (środki te są przeznaczane na zadania zlecone, np. specjalistyczne usługi opiekuńcze). Jak poinformowali nas prelegenci, istnieje tendencja do decentralizacji sytemu socjalnego, wobec czego stopniowo coraz więcej zadań przerzucanych jest na samorządy, jako zadania własne, a coraz mniej jest traktowanych jako zlecone, finansowane centralnie. W ostatnich latach pojawiły się jeszcze środki z funduszy unijnych, dzięki którym ośrodek może partycypować w rozmaitych projektach społecznych. W opinii pracowników socjalnych przynoszą one wiele dobrego, ale słabością jest ich tymczasowość.
Budżet ośrodka stopniowo kurczy się w stosunku do zadań, jakich finansowanie powinien pokryć. Nasi prelegenci wskazali, że potrzeba byłoby około 40% więcej środków, żeby ośrodek mógł realizować na godziwym poziomie wszystkie przypisane mu zadania (o modernizacji i otwarciu na nowe formy działania nawet nie wspominając). O jakie chodzi zadania? Podstawą jest obligatoryjne wsparcie materialne, czyli zasiłek stały i okresowy (obydwa zależne m.in. od spełnienia kryterium dochodowego, które ostatnio, pierwszy raz od sześciu lat, podwyższono) oraz fakultatywnie wypłacany w naturze zasiłek celowy, którego wielkości prawo szczegółowo nie określa. Uzyskanie tych świadczeń poprzedza wywiad środowiskowy i decyzja administracyjna, od której istnieją jednak procedury odwoławcze. Obecność owych procedur jest warta podkreślenia, bowiem stanowi wyraz traktowania beneficjenta pomocy społecznej jako podmiotu społecznych praw.
Na wypłacaniu owych materialnych świadczeń katalog zadań OPS się nie kończy. Są jeszcze usługi opiekuńcze (również zależne od kryterium dochodowego, ale podwyższonego), a także rozmaite formy pracy doradczo-socjalnej. Jednocześnie w obliczu zasygnalizowanego wcześniej strukturalnego problemu w postaci rozminięcia się istniejących funkcji z wielkością posiadanych zasobów, ośrodki zmuszone są ograniczać zakres realizacji poszczególnych zadań.
Zostają zasiłki stałe, okresowe, usługi opiekuńcze i pokrywanie kosztów pogrzebów, cierpi zaś na tym praca socjalna i wypłacanie zasiłków celowych.
 
Skazani na degradację
Brak zasobów, które można spożytkować na pracę socjalną, wydaje się główną słabością polskiej pomocy społecznej. Częściowo równoważy to wprowadzenie przed rokiem nowej funkcji asystenta rodzinnego, który współpracuje z ośrodkiem pomocy społecznej, ale jest zatrudniany bezpośrednio przez gminę. Jego funkcją jest praca z rodziną dysfunkcyjną. W opinii prowadzących piątkowe spotkanie, funkcja ta zdaje egzamin, ale pojawiają się obawy, że nie starczy środków, by zatrudnić odpowiednią liczbę takich pracowników.
Tak naprawdę jest to pytanie nie tyle o środki, ile o dalekowzroczność myślenia władz lokalnych. Szukanie oszczędności na niezatrudnianiu asystentów może spowodować, że problemy w zagrożonych dysfunkcjami rodzinach wzrosną, co może stworzyć konieczność odebrania dziecka i tym samym większą stratę dla jego rozwoju, jak i lokalnego budżetu.
Najważniejszy argument na rzecz stworzenia finansowych i kadrowych warunków do prowadzenia profesjonalnej i systematycznie realizowanej pracy socjalnej jest taki, że to dzięki niej możliwe wydaje się nie tylko doraźne łagodzenie skutków wykluczenia społecznego, ale także przezwyciężanie go w przypadku konkretnych jednostek, grup, a nieraz nawet całych społeczności. Choć praca socjalna i, patrząc szerzej, polityka socjalna zawsze jest prowadzona i zakorzeniona lokalnie, problem z jej niedofinansowaniem jest systemowy. Według Eurostatu na walkę z ubóstwem i wykluczeniem wydajemy raptem 0,2% PKB, podczas gdy unijna średnia to 1%. Mniej w relacji do swego poziomu bogactwa wydają na te cele jedynie Włosi. Niedofinansowana pomoc społeczna jest zaś skazana na nieskuteczność. A jej klienci bardzo często zostają skazani na wykluczenie i degradację.
 

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×