fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

"Palestyńskie wędrówki"

Młody Izraelczyk, rozpalający fajkę z haszyszem, i stary Palestyńczyk, wędrujący po zakazanej dla jego narodu części Zachodniego Brzegu, toczą dyskusję, w której odbija się wiele motywów konfliktu bliskowschodniego.

Powiedzmy, że zgodzimy się, byście zatrzymali swoje osiedla. Zgodzicie się pozostać w obrębie obszarów zabudowanych?
Chcecie nas pozamykać w gettach w naszym własnym kraju? Już to przerabialiśmy, w Europie. Nigdy więcej.
 
Młody Izraelczyk, rozpalający fajkę z haszyszem, i stary Palestyńczyk, wędrujący po zakazanej dla jego narodu części Zachodniego Brzegu, toczą dyskusję, w której odbija się wiele motywów konfliktu bliskowschodniego. Autor „Palestyńskich wędrówek” miał nadzieję przejść obok żydowskiego osadnika „niezauważony i niewidzący, pochłonięty własnymi sprawami. Nie było mi to jednak pisane. Już nie, nie na palestyńskich wzgórzach wiosną 2006”.
 

***

Raja Shehadeh, palestyński prawnik i pisarz, rozpoczął swoje wędrówki w 1978 roku, kiedy Izrael budował pierwsze osiedla. Po arabsku iść na sahrę, znaczy tyle, co „wędrować swobodnie, tak jak się chce, bez ograniczeń, […] nie bacząc na ograniczenia czasowe i przestrzenne”. W czasie sahry człowiek idzie „tam, gdzie poprowadzi go jego duch, idzie nakarmić swoją duszę i się odnowić. Nie każda wycieczka zasługuje jednak na miano sahry. Pójść na sahrę to dać się ponieść. To euforia bez sztucznego wspomagania.”. Shehadeh, w siedmiu opisanych w książce sahrah kontynuuje tradycję swoich przodków – chodzi na swe wędrówki, by uciec od „okupacji, ciasnoty i tłoku”.
 
Każdy ued, źródło, pagórek i wysoka skała ma w Palestynie nazwę”. Wykształcony w Beirucie i Londynie autor uczył się owych nazw późno, czuje jednak, że łączą go one ze starożytną historią jego ziemi. Nieprzerwanie zamieszkana od czasów biblijnych, Palestyna ma jego zdaniem więcej uroku, niż chcieli jej przyznać zachodni podróżnicy, pielgrzymujący do świętych miejsc chrześcijaństwa. Tam, gdzie Twain, Melvill czy Thackeray widzieli nędzne siedliska ludzkie i sterty spiętrzonych skał, Shehadeh widzi piękno surowej przyrody, przyczajonej w oczekiwaniu nieczęstego deszczu, perfekcję terasowych ogrodów, z ogromnym mozołem założonych i utrzymanych na stokach kamienistych wzgórz.
 
W ciągu trzydziestu lat od pierwszej opisanej sahry, Shehadeh obserwował zanikanie swoich starych ścieżek i zacieśnianie perspektywy – Zachodni Brzeg pokrywało coraz więcej betonowych osiedli izraelskich, połączonych siecią szerokich autostrad, niedostępnych dla Palestyńczyków. „Odkąd dowiedziałem się o planach przeobrażenia naszych wzgórz, czuję się jak ktoś, kto dowiedział się, że zapadł na śmiertelną chorobę”. Stąd też styl książki jest rozchwiany między reportażowym opisem krajobrazu a publicystyką polityczną. Autor, razem z założoną przez siebie organizacją praw człowieka Al-Hak (Prawda) od końca lat siedemdziesiątych działał na rzecz powstrzymania polityki, która czyniła Palestyńczyków „dzikimi lokatorami na własnej ziemi”. Szczegółowo opisuje pierwszą batalię, którą toczył jako adwokat przed izraelskimi sądami. Był jeszcze pełen nadziei, że środki prawne mogą powstrzymać politykę rządu Izraela. Szybko jednak przekonał się, że cały aparat wrogiego mu państwa kieruje się przeświadczeniem o tym, że „Zachodni Brzeg mocą boskiego wyroku należy do Izraela”. Izraelski Zarząd Dóbr Publicznych i Mienia Osób Nieobecnych skutecznie zajmował tereny pod budowę osiedli, a sam Shehadeh musiał uznać, że jego działania mogą mieć bardzo ograniczone rezultaty. Ostateczne rozczarowanie przyniosło mu jednak przywództwo Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Jaser Arafat, podpisując porozumienia z Oslo, oddał Izraelowi jurysdykcję nad znaczną częścią utworzonej na Zachodnim Brzegu Autonomii Palestyńskiej. „Byłem zbulwersowany i przerażony. Za jednym zamachem, dla doraźnych politycznych korzyści, zaakceptowano wszystkie te bezprawne zamiary, o których unieważnienie walczyliśmy na okupowanych terytoriach od ponad dwóch dziesięcioleci”.
 

***

Młody osadnik i Shehadeh kończą dyskusję paląc wspólnie haszysz. Leżąc pośród przemienionego krajobrazu autor wątpi w zasadność swojego gniewu – „czy mogę twierdzić, że jego miłość do tych wzgórz się nie liczy i tylko ja mam do niej prawo?”. Fakt, że mimo całej goryczy, którą czuje, nadal zadaje sobie takie pytania, czyni „Palestyńskie wędrówki” tym bardziej godnymi polecenia.
 
Raja Shehadeh: „Palestyńskie wędrówki. Zapiski o znikającym krajobrazie”, wyd.: Karakter, 2011

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×