fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Obrazy z Lasu

Jędrek Owsiński


„Chciałbym, żeby wystawa nie była po prostu przedmiotami przyczepionymi do ściany, jak jakieś poroża i inne szczątki martwych, dawniej wspaniałych istot, które kiedyś tak pięknie mogły galopować.” – pisze w zapowiedzi swojej wystawy Jędrek Owsiński „Obrazy z lasu”, której otwarcie już w sobotę o godzinie 15 w galerii Praca.
 
Z tej okazji zapraszamy do lektury wywiadu z autorem malunków, który ukazał się w 22 numerze kwartalnika „Kontakt” pt. „Praca”.
 
Zuch, namalował. Ale mógł zamiast tego zrobić coś z duchem czasu
 
We współczesnym świecie to, co robię, nazywa się „hobby”. Ale to najgorsze słowo, jakiego można użyć. Określa ono oddzielny świat rozrywkowy, odskocznię po godzinach pracy, zajęcie pozwalające na higienę psychiczną.
 
…słowo „sztuka” i to, co się wokół niego dzieje, jest przerażające. Z tego wszystkiego niektórzy woleliby już, aby sztuka była jak wyczyn – przysłowiowy koń w galopie, czysty pokaz możliwości. Ja na pewno nie mam na to ochoty. Czy jesteś więc „artystą”? Staram się nie słyszeć tego słowa. Gdy ktoś maluje obrazy, od razu musi przystać na to, że będzie traktowany jak „artysta”. Człowiek w ten sposób się naraża. Przecież nie można malować obrazów bezkarnie, musisz się przyzwyczaić, że te słowa istnieją i nie oznaczają one zwykle nic pozytywnego. Wokół słowa „artysta” narósł podwójny mit: z jednej strony „Artysta”, „Kultura”, „Sztuka” to jakiś piedestał. A z drugiej strony jest przecież podejrzany, że nie potrafi nic porządnie zrobić. Kopnął, rzygnął i udaje, że należy mu się cześć boska. Jak wiadomo, każde dziecko potrafiłoby to namalować tak samo.
 
Oj, przepraszam, obraziłem cię.
Człowiek nigdy się z tego nie wytłumaczy, że po prostu chciał namalować obrazy piękne i kolorowe. Nie można cały czas przepraszać za to, co się robi. „Artystę” postrzega się jako kogoś, kto chce wciskać innym kit, zarobić dużo kasy za to, że pomalował coś na kolor zielony, i jako kogoś, kto bawi się jak dziecko, zamiast zająć się czymś poważnym.
Trudno jest bezpośrednio uczestniczyć w sztuce,ponieważ wokół malowania wytworzyło się sporo podejrzliwości – poniekąd słusznie. Ludzie nie ufają sobie, co sprawia, że wszystko może być odebrane jako rodzaj oszustwa i podstępu. Atmosfera konkurencji powoduje, że nikt nie chce się odsłonić, aby nie zostać uznanym za słabeusza. Autentyczność jest czymś niemile widzianym, a najlepszym tego przykładem są wszystkie stereotypy kojarzone z wsią.
 
Wieśniaki, słoiki…
…buractwo, chamstwo. Wszystkie te skojarzenia odnoszą się do kultury tradycyjnej, za którą stoi mniej kasy, więcej autentycznego przeżywania. Rzeczy proste i tradycyjne, a nie związane z tym, co się zwykło nazywać „postępem”, są uznawane za gorsze.
Obecnie najgorzej jest przyznać się do tego, że jest się ze wsi. Lepiej kupić modne ciuchy w sklepie niż samemu wyciąć wzorek w kalenicy, przyozdobić kibelek, budę dla psa czy płot. Gdy na wsi dziecko chodzi boso, zaraz przyjdą ludzie „z mordą”, że to jest wstyd chodzić boso, że to jest wieś.
 
Jak to zjawisko odnosi się do twoich obrazów?
Ludzie patrzą i mówią: „Zuch, namalował. Ale mógł zamiast tego zrobić coś z duchem czasu”. Malarstwo, tak samo jak kultura wiejska, jest trochę przestarzałą i skompromitowaną formą sztuki, bo jest uznawane za tradycyjne i wymaga bezpośredniego przeżywania, a traci na zapośredniczeniu przez środki przekazu.
Z drugiej, strony trudno jest uczestniczyć w malarstwie po prostu, bez instytucji, która powie odbiorcy, że te dzieła są dobre, wysokiej jakości albo że kosztują dużo kasy. O tym, co należy oglądać, zaświadcza wielka „świątynia Sztuki” – muzeum. Wtedy odbiorcy będą oglądać, cieszyć się i bawić jak dzieci.
 
A tobie udaje się wyłamać z tego układu?
Zarobkowo pracuję wszkole.Cieszyłbym się, gdybym sprzedawał więcej obrazów, ale staram się, żeby w moim życiu malowanie pełniło rolę możliwie jak najpełniejszą. Czyli rolę rzeczywistego wyrazu tego, co jest we mnie. Nie chcę malować według mody, na przykład: w tym roku lepiej sprzedają się małe i czerwone, a w innym duże i powiedzmy realistyczne.
We współczesnym świecie to, co robię, nazywa się „hobby”. Ale to najgorsze słowo, jakiego można użyć. Określa ono oddzielny świat rozrywkowy, odskocznię po godzinach pracy, zajęcie pozwalające na higienę psychiczną. W sztuce jednak chodzi o to, aby była w środku życia, aby stanąć na głowie, chcąc wyrazić coś ważnego.
 
Oprócz tego jesteś naukowcem?
Raczej biologiem gawędziarzem. Malowanie i biologia są dla mnie próbą zrozumienia czegoś, co się widzi i czuje. Nigdy nie chciałem być naukowcem, który siedzi w laboratorium, być może zadaje sobie ciekawe pytania, ale odległe od codziennego doświadczenia. Dlatego też moja praca przypominała bardziej chodzenie na ryby, a badania wykonywałem przy użyciu najprostszych narzędzi: zegarka, stopera, kompasu i latarki…
Interesuje mnie biologia środowiskowa. stwór w środowisku, którego obserwuję, do którego idę, którego szukam gdzieś na łące. Podobnie dzieje się wtedy, kiedy maluję – najwięcej okazji daje mi to, co widziałem, gdy pojechałem do lasu czy w góry, rzeczy wynikające z kontaktu ze środowiskiem. Tematy obrazów często się powtarzają. Tak jak powtarza się to, że malowanie jest obserwacją, również obserwacją siebie.

Fot.: Tomek Kaczor


 
Gdy malujesz, dowiadujesz się czegoś o sobie?
Nie chodzi o wiedzę, którą można by wypowiedzieć w formie zdania, tylko o kontakt i uczestniczenie. Choć kiedy robiłem badania, bardzo podobały jak żyją derkacze. Chodziło mi wtedy ostatecznie o pewien sposób uczestniczenia w świecie. Tak samo rysując, uczestniczysz i angażujesz się w otaczający świat, pokazujesz to, co widziałeś. Widząc, jak powstaje taki a nie inny rysunek, czujesz lepiej, jaki jesteś.
Na swoim blogu pisałeś, że malowanie to specyficzny rytuał. Na czym miałby on polegać?
Ludzkie emocje potrzebują takiego rytualnego sposobu wyrazu, przeżywania. Dajemy prawo rytuałowi, aby coś z nami robił. Rytuał w tym przypadku jest procesem, który ma znaczenie dla wewnętrznego uporządkowania rzeczy w człowieku.
Powiedzmy, że postanawiasz namalować obraz, na którym będzie góra, chmura i zielony las, i interesuje cię efekt, a nie proces. Wymyśliłem to sobie, a następnie realizuję. W tym momencie malowanie staje się moją pracą, tak, jak jest się w pracy czy w szkole. Osiągam cel, którym jest rysunek o takiej treści. Cel pozostaje celem, a proces tylko prowadzi nas do celu.
 
Co osiągasz dzięki tej pracy?
Malunek i nic poza tym. Zrealizowałem cel. Ale na tę samą czynność można spojrzeć zupełnie inaczej. Wyobraź sobie, że jedziesz zimą w góry, gdzie podchodzisz na szczyt, a potem zjeżdżasz. Czy podchodzisz pod górę tylko po to, żeby móc zjechać? Czy cieszysz się, że teraz ciężko podchodzisz, żeby za chwilę przyjemnie zjeżdżać? Trudno rozstrzygnąć, czy to podchodzenie służy zjeżdżaniu, czy odwrotnie, czy może dlatego zjeżdżasz, żeby mieć pretekst, aby wysoko podchodzić. Gdyby ci powiedzieli, że aby zjechać, nie będziesz już musiał podchodzić, ucieszysz się, ale to już nie będzie to samo.
Ten przykład pokazuje, że nie cel jest najważniejszy, żeby podejść lub zjechać, ale sens czynności nadaje sposób, w jaki ją wykonujesz. Dlatego w malowaniu tak ważny jest dla mnie rytuał. Tak jak na przykład w rytuale religijnym kluczowe jest uczestnictwo. Odległość od celu jest trudna do oceny lub drugorzędna. Kiedy stoisz w kościele, nie ma znaczenia, czy jesteś wielkim grzesznikiem, czy świętym – po prostu uczestniczysz.
Jak w jedzeniu obiadu nie chodzi zawsze tylko o zaspokojenie głodu, ale często też o spędzenie razem czasu, tak i w malowaniu nie chodzi jedynie o satysfakcję z osiągniętego celu, jakim jest przedmiot. Po drodze dzieje się coś ważnego. Myślę, że obecność rytuału w kulturze jest ewolucyjnie ukształtowaną cechą człowieka.
 
Jednak malujesz samotnie. Czy to ma jakieś znaczenie dla tego rytuału?
Akurat malowanie jest jednym z najbardziej karkołomnych rytuałów, dlatego że pracuję sam, choć wciąż istnieje możliwość, że ktoś będzie kiedyś ten obraz oglądał. Coś dla kogoś zostawiam, zostawiam jakiś zapis – okazję do uczestniczenia.
Gdy jako odbiorca patrzę na obrazy, to czuję, że one coś we mnie poruszają. Gdy są dobre, ma to pewien związek z tym, co autor przeżywał. Ale nie zaprogramował. Odbiorca uczestniczy i współtworzy całą tę sytuację.
 
Czasem twórczość może pełnić funkcje psychoterapeutyczne. Czy twoje obrazy kryją osobiste treści?
Malarstwo ma tę zaletę, że nie jest językiem i nie jest opowiadaniem, więc nie mówi nic w sposób jawny, ale poprzez abstrakcję pozwala na bliskość zupełnie bez ekshibicjonizmu. Treść w obrazie jest raczej formą. Malując, nie myślę o żadnych historiach, ale pozwalam, by były bardzo osobiste. Podoba mi się, że na obrazie nie ma czasu, że jest uporządkowanym, zamkniętym światem, co sprawia, że nie ma w nim losowości. Obraz nie trzyma w napięciu, ale jest w nim dramaturgia. Nie lubię zbyt wartkiej akcji – nie mogę na przykład oglądać wielu filmów ani czytać książek, dlatego że boję się, co się stanie dalej. Zazwyczaj pytam, jak się skończyło, lub czytam tylko zakończenia.
 
W lutym wraz z Mikołajem Chylakiem robiliście wizualizacje do muzyki aranżowanej przez Maniuchę Bikont. Jak łączy się malarstwo z muzyką?
Wizualizacje, które robimy z kolegami od czasu do czasu, są jak malarstwo, ale różnica tkwi w tym, że tym razem wszystko jest w ruchu. Masz też kontakt z widownią, która w tym uczestniczy. Jednak fabuła tego malarstwa nie oznacza, że mamy do czynienia z rozwijającą się powieścią, w której bohater na początku gdzieś pojechał, następnie kogoś kochał, później nienawidził. U nas fabuła, jak w muzyce, jest raczej abstrakcyjna.
Przygotowując z Maniuchą to wydarzenie, szukaliśmy czegoś, co pozwalałoby nam opowiedzieć o nas samych. Chodziło nam o to, żeby miało coś ze święta o charakterze rytualnym, chodziło nam o uczestnictwo. Kultura ludowa świetnie się do tego nadaje, ponieważ sprawia, że dzięki niej między ludźmi, a także w samym człowieku, dużo się dzieje. Szczególnie lubię muzykę ukraińską czy rosyjską, bo tylko trochę rozumiem, o czym opowiada. Gubię słowa, jestem swobodniejszy, wydaje mi się, że ich tematy są tak uniwersalne, że już bardzo abstrakcyjne.
 
Wrócę zatem do pytania podstawowego. Co przedstawiają twoje obrazy?
Nie chodzi mi w nich o żadną rzecz, którą można byłoby opisać słowami, ponieważ gdyby można było to ubrać w słowa, zamiast malować, po prostu zatelefonowałbym i to samo komuś opowiedział. Ale czasem nie wszystko, co najważniejsze, da się wypowiedzieć i nawet nie wiesz, dlaczego. Rzeczy, które przedstawiam, są bardzo proste: elementy krajobrazu, ludzie, zwierzęta, rośliny. Jak wyjście na dwór. Obrazy nabierają istotności, gdy odbiorca zauważy w nich coś ważnego dla siebie.
Nie są rebusem, który ma ukrytą treść. Im prostszy temat, tym dla mnie lepiej. Jednocześnie forma jest złożona – to ona musi precyzyjnie określić sposób tego uczestniczenia.
 
Co czujesz, gdy oglądasz własne malunki?
Czuję, że pozwalają mi uczestniczyć w czymś, o czym mogłem już trochę zapomnieć. To są czasem dość silne wrażenia. Podobnie wpływa na mnie muzyka, o której mówi się, że może być „rozrywkowa”. Ale muzyka może być również smutna. Zatem co to za „rozrywka”?!
Ostatecznie jednak nie chodzi o samą emocję, ona jest raczej środkiem do celu. Kultura jest przekazywaniem swojej wizji świata, a nie czymś, co się sprzedaje po godzinach. Jest dla wszystkich, ale w radiu słuchaczom wciska się cokolwiek, ponieważ każdy polubi to, co zna, a zna to, co już lubi. Najważniejsze, żeby muzyka nie przeszkadzała podczas wykonywania innych ważnych zadań. Takie podejście do kultury jest zupełnie „od czapy”! To przecież powinno być inaczej: powinien istnieć związek między tym, co robię i przeżywam.
 
Wiele mówiłeś o autentyczności. Czym różni się malowanie dorosłego i dziecka?
Czasem patrząc na dziecinne obrazki, czuję, że nie umiałbym namalować tak dobrze jak one. Jednak rysunki dzieci dla dorosłych pozostają tylko rysunkami dzieci, ponieważ podejrzewasz, że obraz dorosłego zawiera również drugie dno przeznaczone dla ciebie, pozwala uczestniczyć.
Najważniejsze jest przekazywanie wizji świata, nawet gdy dotyczy to najprostszych spraw. Od sztuki oczekuję, żeby po pierwsze współgrała z czymś, co widzę, czuję albo słyszę, po drugie, co przeżywam, i po trzecie – pozwoliła na jakieś wydarzenie we mnie, na przykład pozwoliła mi spojrzeć na rzeczywistość w inny sposób. Tak jak dzieci spontanicznie uczą się rozmawiać, ludzie przejmują sposób mówienia po sobie nawzajem, wizja świata jest czymś zaraźliwym. Choć nie każdy oczywiście musi być wrażliwy na sztuki wizualne.
 
Jędrek Owsiński (1976) jest malarzem, nauczycielem biologii w szkole podstawowej, gimnazjum i liceum. Autor bloga z obrazami: jedrekowsinski.blogspot.com. mi się naukowe próby dochodzenia,
Obrazy z lasu, wystawa Jędrka Owsińskiego
Wernisaż w sobotę, 9 listopada 2013 od godziny 15.00
Wystawa czynna 12-29 listopada, od wtorku do soboty w godzinach 16.00-20.00
Praca, ul. Szpitalna 6, Warszawa

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×