fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

O powrót człowieka altruistycznego

Katolicka nauka społeczna ma więc ambicję być – z pewnością nie jedyną – „szczepionką na neoliberalizm”. Żeby jednak stała się nią naprawdę, trzeba najpierw rozprawić się z mitem chrześcijaństwa wspierającego wolny rynek lub – w najlepszym razie – indyferentnego wobec światowej gospodarki.

materiały prasowe

materiały prasowe


Recenzja książki Rafała Łętochy „Ekonomia współdziałania. Katolicka nauka społeczna wobec wyzwań globalnego kapitalizmu”.
***
Potrzeba głębszego spojrzenia na katolicką naukę społeczną i ukazania jej stosunku do globalnego rynku istniała od dawna. Brak takiej refleksji prowadził do różnych spekulacji, często zaskakujących, mówiących o afirmatywnym nastawieniu katolicyzmu wobec wolnego rynku i dominującego w ekonomii modelu neoliberalnego. Najnowsza książka Rafała Łętochy, religioznawcy i politologa, zadaje kłam tym spekulacjom i pokazuje faktyczny stosunek współczesnej myśli katolickiej do panującej obecnie rzeczywistości społeczno-ekonomicznej.
Przeprowadzona przez Łętochę rekapitulacja idei płynących z katolickiej nauki społecznej w odniesieniu do wciąż jeszcze dominującego na świecie modelu gospodarczego doprowadza do ważnego wniosku: współczesna ekonomia jak tlenu potrzebuje etyki. „Ekonomia straciła kontakt z etyką, z której się wywodzi” – pisze przywoływany w omawianej książce czeski ekonomista Tomáš Sedláček. Pierwszeństwo etyki nad ekonomią musi spowodować zmianę myślenia o gospodarce. Działania rządzących powinny dążyć do takich rozwiązań, które budują między ludźmi trwałe – niekoniecznie oparte o indywidualną korzyść – więzi. Stąd autor „Ekonomii współdziałania” niejako rehabilituje tak często bagatelizowane przez neoliberałów: ekonomię daru i propozycje Kościoła w kwestii gospodarki, zawarte w encyklikach papieskich ostatniego półwiecza. Książka nie mogła też pominąć wypływającej z ducha Soboru Watykańskiego II teologii wyzwolenia. Łętocha pokazuje, bardziej niż można by się tego spodziewać, skomplikowany stosunek do niej w nauczaniu Jana Pawła II i Benedykta XVI, a także wyraźne inspiracje tym nurtem w nauczaniu Franciszka.
Krytykując neoliberalny sposób myślenia o gospodarce, Łętocha sięga po szeroki wachlarz badań i odniesień. Z jednej strony przywołuje prace słynnego antropologa i etnologa Bronisława Malinowskiego, które obalają mit „człowieka pierwotnego” kierującego się przede wszystkim własnym interesem. Badania Malinowskiego wykazują coś zgoła przeciwnego. Kulturom tradycyjnym nieobce było to, co dziś nazywamy ekonomią czy logiką daru. Odkrycia tego badacza z początku XX wieku powinny przypominać współczesnym, że wymiana towarów nie musi bazować na osobistych korzyściach, lecz może być czymś więcej: narzędziem socjalizacji i podtrzymywania więzi międzyludzkich. Dalej autor przytacza nowsze ustalenia z pogranicza ekonomii, socjologii czy psychologii. Przypomina o paradoksie Easterlina, czyli odkryciu tego, że po przekroczeniu średniego dochodu na osobę dalszy poziom szczęścia jednostki nie tylko przestaje się podnosić, lecz przeciwnie – obniża się. To znane już od lat 70. XX wieku zjawisko obnaża kolejny mit wolnorynkowej ekonomii – mit konsumpcjonizmu. Droga człowieka do szczęścia z pewnością nie jest jedna, ale wątpliwe jest to, że wiedziecie ona przez centra handlowe.
Do czego jeszcze prowadzi kapitalizm? Przede wszystkim do rozwarstwienia społeczeństwa, podziałów na bogatych i biednych. Oprócz finansowego powodzenia nielicznych, mamy też pogarszającą się sytuację wielu wykluczonych. Rozwarstwienie społeczne prowadzi do wzrostu umieralności niemowląt czy częstszej zapadalności ludzi na przewlekłe choroby. Badania podkreślają też, że im większe nierówności, tym mniejsze szanse awansu społecznego. Prawidłowość ta obala kolejny mit neoliberalizmu zawarty w popularnym (bynajmniej nie ludowym) przysłowiu: „od pucybuta do milionera”.
Jaki wniosek płynie z omówionych analiz? Nieskrępowany rynek się nie opłaca. Nie tylko w sensie czysto ekonomicznym. Ważniejsze są tu negatywne skutki społeczne tych wszystkich nakierowanych na zysk idei, które zanurzone we wskaźnikach i słupkach zapominają o najważniejszym: o miejscu człowieka w gospodarce, a przede wszystkim miejscu gospodarki w życiu człowieka.
Uogólniając, można stwierdzić, że grzechami pierworodnymi neoliberalizmu są: utopijność i dogmatyzm. A zatem współczesny kapitalizm zostaje przez Łętochę zaatakowany w podobny sposób jak inny niegdysiejszy eksperyment – nie mniej utopijny i sekciarski – radziecki komunizm. „Konsekwencją przyjmowania pewnych abstrakcyjnych zasad – pisze Łętocha – traktowanych jako nienaruszalne i powszechne prawidła rządzące ludzkim życiem […] jest przekonanie, że istnieje jedna obowiązująca wszystkich droga od pierwotności do nowoczesności”. Kurczowe trzymanie się doktryny w odmianie neoliberalnej doprowadziło między innymi do przeszczepienia amerykańskiego modelu gospodarki do państw tak zwanego Trzeciego Świata (na przykład Senegalu). Prywatyzacja afrykańskich przedsiębiorstw, redukcja etatów w administracji czy likwidowanie programów socjalnych – to wszystko skutki „dostosowania strukturalnego” zaprowadzonego przez Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy w imię wolnorynkowych idei. „Pomoc” ta przyniosła państwom-„beneficjentom” spadek stopy życiowej obywateli, wzrost ubóstwa i śmiertelności oraz nasilenie się przemocy.
Katolicka nauka społeczna ma więc ambicję być – z pewnością nie jedyną – „szczepionką na neoliberalizm”, że posłużę się trafną metaforą będącą tytułem jednego z numerów „Nowego Obywatela”. Żeby jednak stała się nią naprawdę, trzeba najpierw rozprawić się z mitem chrześcijaństwa wspierającego wolny rynek lub – w najlepszym razie – indyferentnego wobec światowej gospodarki. Łętocha robi to znakomicie, obszernie włączając w swoją narrację nauczanie trzech ostatnich papieży. Kiedy autor przypomina polskim czytelnikom o dramatycznie niskim stopniu uzwiązkowienia w naszym kraju, będącym konsekwencją zarówno braku zaufania dla powiązanych z polityką szefów związków, jak i braku nadziei na możliwość wywarcia realnego wpływu na decyzje oderwanych od społeczeństwa rządzących, to zaraz obok tego cytuje jedną z encyklik Benedykta XVI, w której papież głosi poparcie dla „tworzenia stowarzyszeń pracowników”.
Katolicka nauka społeczna widzi również potrzebę ludzkiej kontroli nad gospodarką, a nie panowania rynku nad ludźmi i ich pracą. Stąd postulat ustanowienia globalnego kierownictwa nad rynkiem, obecny chociażby w nauczaniu Benedykta XVI. Podobną wizję stosunków ekonomicznych propagował też podkreślający potrzebę solidarności i współpracy międzyludzkiej Jan Paweł II. Śladem swoich poprzedników zmierza, z większym nawet zdecydowaniem, obecny papież. W „Ekonomii współdziałania” szeroko omówione zostały ekonomiczne poglądy Franciszka. Papież wprost mówi między innymi o „długu ekonomicznym” uprzemysłowionej Północy względem biednego Południa. „W encyklice «Laudato si’»pisze Łętocha – widać przede wszystkim wołanie o zmiany kompleksowe, papież nie wierzy w proste recepty, które miałyby przynieść natychmiastowy skutek, nie wierzy w samoczynne rozwiązanie się narastających problemów, nie może też przyjąć biocentrycznej perspektywy, widzącej w człowieku jeden tylko z równorzędnych gatunków zamieszkujących Ziemię, którego populacja nadmiernie się rozrosła, implikując zachwianie równowagi ekologicznej, w najbardziej skrajnych przypadkach traktującego go nawet jako superpasożyta, którego żywicielskim organizmem jest Ziemia – Gaja”. Widać tu wołanie papieża z jednej strony o interwencjonizm człowieka w gospodarkę, a z drugiej – o powstrzymanie nadmiernej eksploatacji ziemi, którą ludzie, pod pretekstem „uczynienia jej sobie poddanej”, zaczęli wyzyskiwać na niespotykaną wcześniej skalę.
Jak się więc okazuje, „religijne” koncepcje ekonomiczne lub precyzyjniej: koncepcje postulowane przez katolickich przywódców są budowane w oparciu o realizm gospodarczo-polityczny, humanizm i, przede wszystkim, etykę, co powoduje zwrócenie uwagi w pierwszej kolejności na społeczne konsekwencje podejmowanych działań. Inaczej dzieje się w paradygmacie neoliberalnym, gdzie niepodzielnie królują dawno już skompromitowane hasła i niemające nic wspólnego z rzeczywistością frazesy. Jeśli więc którąś ze stron można posądzać o posługiwanie się językiem metafizycznym w celu szerzenia demagogii, szafowanie zaklęciami i formułkami bez pokrycia – to trzeba by te grzechy przypisać właśnie obozowi neoliberałów trąbiącemu od lat tę samą melodię o „świętym prawie własności”. Idee ceniące wyżej same siebie niż codzienny byt człowieka nie mogą się opłacać.
Czymże jednak byłaby katolicka nauka społeczna bez czynów? W ostatniej części książki autor kreśli sylwetki osób oraz opisuje działalność organizacji, które wcielały w życie idee katolickiej nauki społecznej. Wśród nich znajdują się dwaj Polacy: ksiądz Piotr Wawrzyniak oraz – bardziej dziś nam znany – Franciszek Stefczyk. Portrety tych działających w drugiej połowie XIX i w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku postaci każą zastanowić się dziś, przeszło czterdzieści lat po ukazaniu się „Rodowodów niepokornych” Bohdana Cywińskiego, czy między Polaka-katolika i Polaka-radykała nie trzeba by wstawić trzeciej figury inteligenta przełomu wieków: Katolika-spółdzielcy?
Czy dziś katolicka nauka społeczna – jeśli faktycznie nastąpi zmiana światowego paradygmatu gospodarczego – ma szanse powrócić do łask? Dla zaangażowanych socjalistów może wydać się niewystarczająco radykalna czy reformatorska. Jednak już dla twardo obstających przy swoich stanowiskach konserwatywnych liberałów jej przesłanie musi wydać się rewolucyjne, szokujące i nie do pogodzenia z ich „wiernością doktrynie”. Nauczanie ostatnich papieży z pewnością stoi w opozycji do neoliberalizmu i jego utopijnej propozycji zafundowania nam jeszcze jednego „nowego wspaniałego świata”. Ludzie mają dość wspaniałych światów, z chęcią zgodziliby się na świat normalny. Żaden z katolickich przywódców nie proponuje jednoznacznej antytezy dla neoliberalizmu, choć w tej kwestii najbliższy, a przynajmniej najkonkretniejszy, wydaje się Franciszek. Katolicka nauka społeczna postuluje przede wszystkim ekonomię podporządkowaną etyce i ludziom, niezależnie od systemu gospodarczego, do jakiego ta chrześcijańska wizja ekonomii zostanie zaaplikowana. Ekonomia chrześcijańska to ekonomia współdziałania oparta na odpowiedzialności za drugiego człowieka i solidarności z ubogimi. Jest to również propozycja nowej-starej wizji człowieka – homo altruistic, przezwyciężającego wciąż w nas drzemiącego homo oeconomicusa.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×