fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Liryczność lodówki

Śledzenie ewolucji stylu Barańczaka pozwala dostrzec, jak początkowy chaos i celowy nieład przyobleka się w formę; jak ta forma, powoli i podstępnie, nie zabraniając językowi wiersza płynąć i meandrować, narzuca mu pewne rygory.

Ilustr.: Antek Sieczkowski

Ilustr.: Antek Sieczkowski


„Przedwczesna śmierć”? Przecież na tym właśnie polega problem ze śmiercią, że na niej jednej zawsze można polegać.
Zatem „śmierć”. Śmierć Stanisława Barańczaka wywołała w gazetach niespodziewany odzew. Niespodziewany, jak na poetę który mieszkał od 1981 za granicą, ostatni tomik poezji wydał 15 lat temu, a jego obecność w mediach była nie tyle marginalna, co był w nich po prostu nieobecny… A jednak wiadomość o jego odejściu odbiła się szerokim echem we wszystkich mediach tradycyjnych i internetowych. Materiały na temat poety zamieściły media wszystkich nurtów i rodzajów. Od „Gazety Wyborczej” po „Rzeczpospolitą”, od „Tygodnika Powszechnego” po „Frondę” przez „Newsweek”, a nawet „Fakt”. Nie wiadomo, czy w tym wypadku warto cieszyć się z sytuacji, w której coś jeszcze jest w stanie połączyć tak różne środowiska…
Bardzo dobrze pamiętam moment pierwszego zetknięcia się z Barańczakowską poezją w gimnazjalnej bibliotece. Właściwie „zetknięcie” to złe słowo, bardziej pasowałoby tutaj „zderzenie”. I to takie zderzenie, które chce się przeżywać cały czas na nowo. Pierwsze wpadły mi w ręce jego Wiersze zebrane. Licząca trochę ponad 500 stron antologia jest niezwykłym źródłem wzruszeń i poruszeń. Właściwie, choć jest zaledwie wyborem spośród całości dzieł Barańczaka, pokazuje świetnie całą twórczą drogę, jaką przebył od debiutu do ostatniego tomiku.
Śledzenie tej ewolucji pozwala dostrzec, jak początkowy chaos i celowy nieład przyobleka się w formę; jak ta forma, powoli i podstępnie, nie zabraniając językowi wiersza płynąć i meandrować, narzuca mu pewne rygory; jak pojawia się villanella; jak – znamiennie na sam koniec – pojawiają się wiersze miłosne, dedykowane „Żonie”. W tych ostatnich widać niebywałą, dojrzałą maestrię, i to nie tylko w żonglowaniu formami (oprócz villanelli jest też „Alba lodówkowa”, jak głosi opis, „skomponowana na drzwiach lodówki / z namagnesowanych wyrazów / wchodzących w skład zestawu Magnetic Verse TM, / do nabycia w sklepach z upominkami”), ale też w podejściu do tematu miłości. Brak tu erotyków (choć zdarzały się we wcześniejszych tomikach), jest za to wiersz Płakała w nocy, ale nie jej płacz go zbudził, którego intymność jest wręcz porażająca, jest Serenada, szeptana do ucha przy wtórze szmeru klimatyzatora, są Piosenki, nieśpiewane Żonie: (wyłącznie z małodusznego braku możliwości we własne możliwości wokalne). Jest miłość, ale osadzona w codzienności, jest mikrofalówka żądająca spoliczkowania, jest Blues przy odgarnianiu śniegu ze ścieżki przed domem – praktycznie każda życiowa okoliczność staje się idealnym tematem do napisania wiersza miłosnego dedykowanego „Ani, jedynej”.
Mimo że zawartością Wierszy zebranych można by obdzielić kilku poetów, to na niej twórczość poetycka Barańczaka się nie kończy. Jakiś czas później podczas domowych porządków natknąłem się na Fioletową krowę. W tym tomiku poeta udowadnia, że „metafizyka” to bardzo szerokie pojęcie. I że dręczącemu poczuciu bycia Józefem K., nad którym zawisły nieuchronne wyroki Losu i/lub Transcendencji (chyba jednak to drugie określenie jest bliższe rozumieniu Barańczaka), można się jednak przeciwstawić. I chociaż będzie to protest, który tychże wyroków nie odwlecze, to pozwoli trochę zmniejszyć dręczące poczucie bycia na przegranej pozycji.
Zwłaszcza że poezja purnonsensowa może być obecna w każdym aspekcie i wymiarze ludzkiego życia. Na przykład przy rozpaczliwym pragnieniu badacza dziejów, który chciałby przenieść się w przeszłość, żeby dowiedzieć się, jak naprawdę wyglądało życie pierwszych ludzi:
Gdyby tak mógł nas ujrzeć wzrok pitekantropa,
Posiadacz wzroku dałby nam zdrowego kopa.
Albo przy cierpieniach rodziców wychowujących dziecko (temat ponadczasowy) i ich chęci odreagowania frustracji:
Dość miał ojciec wrzasków Dziatwy:
Całą trójkę zrzucił z tratwy
I, po łbach je waląc wiosłem,
Rzekł: „Dość udręk przez was zniosłem!
Patrzeć na was – bardzo proszę,
Ale słuchać was – nie znoszę!

Uprawiana przez Barańczaka poezja purnonsensowa znalazła ujście jeszcze m.in. w nawiązującym do „Pegaz dęba” dziełku „Pegaz zdębiał”. Paradoksalnie, to tutaj ujawnia się najpełniej lingwistyczny geniusz twórcy Pan tu nie stał – wcześniej pokazywał, że zna język, w którym tworzy i w jego ramach umie dokonywać ekwilibrystyki, a teraz sam te ramy (również ekwilibrystycznie) poszerza o alfabetony (zdania przeznaczone do sprawdzania czy wszystkie klawisze komputera są sprawne) czy poliględźby (cytuję: „utwór upajający nas muzyką mowy obcej, zwłaszcza takiej, której zbyt dobrze nie znamy”).
Pisząc o zasłużonym tłumaczu Szekspira nie można pominąć jego zasług dla tłumaczenia poezji angielskiej i amerykańskiej (jak również, w mniejszym stopniu, rosyjskiej, irlandzkiej, niemieckiej i litewskiej) na język polski. Szczególnie godne wyróżnienia wydają mi się tutaj książki Stanisław Barańczak – poeta i tłumacz. Na podstawie tłumaczeń z Seamusa Heaneya Ewy Rajewskiej oraz Translatorskie polemiki Stanisława Barańczaka Piotra Wilczka, gdzie jego sylwetka jako tłumacza zostaje przedstawiona bliżej.
Nie pozostaje nic innego, jak oddać głos samemu poecie.
 
Żeby w kwestii tej nocy była pełna jasność
Ponieważ nigdy nie wiadomo,
czy oczy również jutro z rana
otworzą się, czy bielą stromą
rozwidni się jak co dzień ściana
na wprost; ponieważ wysypana
żwirem alejka szepcze z chrzęstem
czyjś późny powrót i swój banał
dźwięczy gdzieś świerszcz; ponieważ jestem
– jak na sennego – dość świadomy
własnego niezasługiwania
na miejsce w punkcie, gdzie atomy
się zbiegły; i w niezbieżnych planach
planet; ponieważ prócz tykania
sekund przez fosforyczną przestrzeń
tarczy budzika nic nie wzbrania
wdzięcznym być w śnie; ponieważ jestem
– jak na blask gwiazd – dość niewidomy,
aby mi z łaski była dana
zdolność sięgania po kryjomu,
na oślep, w zaczajony na nas
mrok, umiejętność popełniania
wykroczeń poza siebie, przestępstw
przez kordon czaszki, zbrodni trwania
większych niż śmierć; ponieważ jestem
– jak na śmierć – dość żywego zdania
o krwi, tętniącej w skroń rejestrem
łask, nie myśl, że nie jestem w stanie
wierzyć, żeś jest; w to nie wierz: jestem.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×