fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

„Kochałem, kocham i zawsze będę kochał malarzy”, czyli kilka słów o wystawie „Poeta odchodzi. Tadeusz Różewicz”

Jak opowiadać o Różewiczu skoro tyle już, tu i ówdzie, naopowiadano? Twórcy wystawy w Muzeum Literatury nie poprzestali na klasycznej narracji biograficznej. Wplatając między wyimki z archiwum rękopisów, listów i fotografii poety opowieść obrazów jego przyjaciół-malarzy, otworzyli nowe pole eksploracji myśli Różewicza.

materiały prasowe

materiały prasowe


Nie powinien być dla nikogo zaskoczeniem fakt, że najnowsza wystawa w Muzeum Literatury w Warszawie poświęcona, a jakżeby inaczej, „życiu i twórczości” zmarłego przed niespełna trzema laty Tadeusza Różewicza, jest wystawą klasyczną. Wszak nasz Bohater, by uciec się (naskórkowo) do jednej ze słynniejszych z jego postaci-figur, nie dość, że sam w sobie generuje wokół siebie obezwładniającą grawitację narracyjną („jak tu opowiadać o Różewiczu, skoro już tyle, tu i ówdzie, naopowiadano”, „jak opowiedzieć, by utrafić, powiedzieć nieco inaczej, a zarazem nie prześlepić” i tak dalej), to na dodatek zostaje umieszczony w takim, a nie innym kontekście instytucjonalnym instytucji, sprecyzujmy, szacownej, rozpoznawalnej i, co tu dużo ukrywać, dość konserwatywnej, jak większość tego typu placówek w Polsce.
Z drugiej strony, brane na serio roszczenia tego typu oryginalności byłyby z naszej strony nawet nie tyle wyrazem myślenia życzeniowego, co zwyczajnej naiwności. Całościowe i sproblematyzowane ujęcie dorobku Różewicza jest kwestią przyszłości, główną dotychczasową próbą takiego „całościującego” ujęcia pozostają książki Tadeusza Drewnowskiego. Zostawiając jednak na boku te kwestie, chcę jedynie powiedzieć, że „biograficzność” tej wystawy, wydobywając Różewicza „z krwi i kości”, nie czyni zadość jego tekstom, ba! – wręcz przeciwnie, wpycha je w ciasną personalistyczną linię interpretacyjną spod znaku Jana Błońskiego czy Janusza Sławińskiego, bodaj najtrafniej i najdobitniej skrytykowaną przez Tomasza Kunza.
Jako się rzekło, konfrontujemy się więc z klasyczną chronologiczną narracją biograficzną, bogato inkrustowaną rozmaitymi (około)literackimi artefaktami, dla której najlepszym metonimicznym skrótem są kojarzone przez każdego szanującego się humanistę słynne obszerne wstępy-opracowania do wydań z serii Biblioteki Narodowej. Jak wiadomo jednak wstępniaki do „Be-enek” bywają różne, raz lepsze, raz gorsze, wypada więc wreszcie przyjrzeć się zawartości, oddając sprawiedliwość twórcom wystawy „Poeta odchodzi”.
materiały prasowe

materiały prasowe


Na całość wystawy składa się wyimek z bogatego archiwum rękopisów, fotografii, dokumentów, listów, którego rzeczywista obfitość sprawia, że momentami czujemy się istotnie wprowadzeni w zakamarki intymności poety, jak choćby wtedy, gdy w kieszonkowym kalendarzyku przy dacie 16 lipca czytamy zapis: „Mama umarła o godz. 10.20 rano”. Ten prosty element, możliwy właściwie do przeoczenia, przykuł na dłuższą chwilę moją uwagę, nakazując przemyśleć nieredukowalną, jak mi się w owym momencie zdawało, dwuznaczność wpisaną w tworzenie tego typu ekspozycji. Niby to nie nowość, niby wszyscy wiemy, że w wielu wypadkach tak to się odbywa – po śmierci cenionej postaci to, co na dnie szuflady, wędruje za wystawową szybę, to, co nieprzeznaczone dla nikogo, zostaje przeznaczone dla wszystkich. Mimo tej wiedzy tego typu biograficzne „okruchy” potrafią nas wytrącić z poczucia samooczywistości tak prostych mechanizmów i przez wzgląd na tego typu mikro-odkrycia wydaje mi się dyskutowana tutaj wystawa niezwykle cenna. Sugestywność materialności zgromadzonych obiektów okazuje się zupełnie innym typem oddziaływania niż ten, z którym do czynienia mamy w akcie lektury. Z drugiej strony, gdyby nie obecność postaci matki w dziele Różewicza takie jak wspomniany elementy nie mogłyby w takim stopniu mienić się znaczeniami. Istotnie w przestrzeni całej ekspozycji rozsianych jest ich więcej: zostają pomyślane i tak obudowane narracyjnie, by niejako nakłonić nas do powtórnego przemyślenia kwestii nieraz znanych i zarazem zapoznanych związanych z pisarstwem Różewicza. Nie wolno więc mylić podkreślanego po wielekroć biografizmu wystawy ze sztampą stempla miejsca i daty. Jej twórcy subtelnie, acz w sposób dość czytelny rozkładają akcenty swojej opowieści o autorze „Niepokoju”. Z tego zresztą tomu pochodzi wiersz „Lament”, który skojarzony z tuż-powojenną fotografią autora odsyła nas znów do naszej niby-rudymentarnej wiedzy:
Zwracam się do was kapłani
nauczyciele sędziowie artyści
szewcy lekarze referenci
i do ciebie mój ojcze
Wysłuchajcie mnie
Nie jestem młody
niech was smukłość mego ciała
nie zwodzi
ani tkliwa biel szyi
ani jasność otwartego czoła
ani puch nad słodką wargą
ni śmiech cherubiński
ni krok elastyczny
Nie jestem młody
niech was moja niewinność
nie wzrusza
ani moja czystość
ani moja słabość
kruchość i prostota (…)
(z tomu „Niepokój”)
Z fotografii spogląda na nas dwudziestoczteroletni człowiek, jednak te metrykalne ustalenia nijak się mają do tego, co „wyczytujemy” z jego twarzy i postury. Jest coś starczego w tej postaci, młodość, jeśli jakkolwiek tutaj się manifestuje, to właśnie jako coś stłamszonego, zdeformowanego. Odnoszę wrażenie, jakby to proste, de facto (samo)narzucające się skojarzenie ze sobą fotografii i wiersza po raz pierwszy uświadamiało mi źródła projektu poetyckiego Różewicza. A przecież czytałem o tym wielokrotnie w różnych miejscach. Wiedziałem o tym. Jak widać zróżnicowanie tego-co-wiemy o nie swoich doświadczeniach, szczególnie tych możliwych do usytuowania w pobliżu tak zwanych doświadczeń granicznych, jest właściwie nieskończone. Transgresja o znamionach traumy czyni tego, kto jest jej poddanym, kimś z konieczności osamotnionym. Ktoś taki spogląda na nas właśnie ze wspomnianej fotografii.
fot.: autor

fot.: autor


Jak już zaznaczałem, potencjał do tego typu mikro-odkryć w obrębie wystawy jest ogromny, niemniej nie jest to jedyny, a nawet główny powód, dla którego warto zapoznać się z tą ekspozycją. Bodaj najbardziej wyrazistym ruchem interpretacyjnym twórców wystawy „Poeta odchodzi” jest wprzęgnięcie w biograficzną narrację obrazów przyjaciół-malarzy Tadeusza Różewicza. Kogo my tu nie mamy? Jerzy Nowosielski, Jerzy Tchórzewski, Andrzej Wróblewski, Ewa Kierska, Zofia Gutkowska, Maria Jarema, Tadeusz Brzozowski… Nie o kompletność tego wyliczenia tutaj idzie, ale o otwarcie na nowe, wcale nie tak popularne, pole eksploracji myśli Różewicza, w niektórych miejscach zdradzającej głębokie powinowactwo nie tylko z konkretnymi twórcami (rozmowa z Andrzejem Wróblewskim w wierszu „Sny”, intymne komentarze do dzieł Nowosielskiego i Tchórzewskiego), ale, szerzej rzecz ujmując, z odrębnym typem sztuki, jakim jest malarstwo. – Kochałem, kocham i zawsze będę kochał malarzy – oświadcza jako doktor honoris causa wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych i po obejrzeniu wystawy w Muzeum Literatury z pewnością wyjdziemy z przekonaniem, że nie jest to li tylko retoryczna zagrywka.
materiały prasowe

materiały prasowe


Opowieść o Różewiczu zostaje doprowadzona niemal do ostatnich lat jego życia. Po drodze przyjdzie nam się obowiązkowo spotkać z Różewiczem-scenarzystą, prozaikiem i dramaturgiem, przyjrzeć się pracom nad poszczególnymi (nieraz słynnymi) realizacjami teatralnymi jego tekstów. Jeśli spójność tej opowieści może stanowić jakąś wartość poza oczywistą pragmatyczno-porządkującą, to będzie nią ukazanie Różewicza jako artysty ciągle aktywnego i usiłującego zrozumieć zadaną, dynamiczną teraźniejszość, w której był zanurzony i którego to zanurzenia nie dość, że nie próbował zanegować, to starał się wyzyskiwać je na rozmaitych polach. Z drugiej strony, jak każda konfrontacja z dziełem Różewicza, a więc również ta, do której zapraszają twórcy wystawy w Muzeum Literatury, nieuchronnie pozostawia odbiorcę z niepokojem, niepokojem wzbudzanym i udzielanym, takim, który, w nieco innym kontekście, wznieca w swoim przyjacielu Jerzym Tchórzewskim, pisząc w liście: „Musisz na to sam odpowiedzieć w bezsenną samotną noc (a nie w dzień pełen zgiełku i pozornie «ważnych» spraw)… ja Ci tego nie wytłumaczę, bo mnie nie posłuchasz (podobnie jak ja nikogo nie słucham włącznie z Tobą)…”.
***
Muzeum Literatury w Warszawie, wystawa „Poeta odchodzi. Tadeusz Różewicz”, 24 listopada 2016 – 30 czerwca 2017, oddział: Siedziba Główna ML

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×