fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Kobiety, Solidarność, historia

Kiedyś obok zdjęcia Wałęsy w Stoczni zawisną zdjęcia kobiet, które sprawiły, że strajk osiągnął sukces.

materiały prasowe


Kiedyś obok zdjęcia Wałęsy w Stoczni zawisną zdjęcia kobiet, które sprawiły, że strajk osiągnął sukces.
 
Jeżeli spojrzymy na zdjęcia z obrad Okrągłego Stołu, który w roku 1989 doprowadził w Polsce do przemiany ustrojowej, wśród czarnych, męskich garniturów zauważymy czerwoną plamkę. Kiedy przyjrzymy się bliżej, rozpoznamy Grażynę Staniszewską, jedyną kobietę dopuszczoną do udziału w obradach tzw. „dużego” stołu. Pojawia się więc ważne pytanie: skoro Okrągły Stół zakończył komunizm i stworzył podwaliny nowej Polski, to czy kobiety były tych przemian jedynie biernymi obserwatorkami? Czy to ich brak zaangażowania w działalność opozycyjną usprawiedliwiał wyłączenie ich z procesu podejmowania najważniejszych decyzji? Uważnie przyglądając się historii opozycji antykomunistycznej i „Solidarności”, dochodzimy do innego wniosku.
 
Trójgłos o kobietach „Solidarności”
W grudniu, w ramach festiwalu WATCH DOCS, można było obejrzeć film dokumentalny „Solidarność według kobiet” w reżyserii Marty Dzido i Piotra Śliwowskiego. To kolejny głos w trwającej z przerwami od lat 90. dyskusji na temat obecności kobiet w historii opozycji w PRL. Temat ten podjęła wtedy amerykańska badaczka, Shana Penn, która w swojej książce „Podziemie kobiet”(amerykańska wersja książki pod tytułem „Sekret «Solidarności»” niedawno ukazała się nakładem wydawnictwa W.A.B.) opublikowała wywiady z działaczkami, a także postawiła tezę o szczególnej, właściwie przywódczej roli niektórych z nich, szczególnie grupy zajmującej się wydawaniem konspiracyjnego „Tygodnika Mazowsze”. Twierdzenie to wywołało burzę wśród bohaterek książki, które protestowały przeciwko przypisywaniu im roli liderek, a także przeciwko wpisywaniu ich w zachodnią wizję feminizmu i działalności kobiecej. W nawiązaniu do książki Penn powstawały kolejne artykuły i publikacje, z których najbardziej znany jest chyba zbiór wywiadów przeprowadzonych z mniej więcej tymi samymi rozmówczyniami przez Ewę Kondratowicz. Nosi on tytuł „Szminka na sztandarze” (nota bene zupełnie nieoddający treści książki). Do dwugłosu Penn i Kondratowicz dołączył w tym roku film „Solidarność według kobiet”, pokazując, jak duże wciąż jest zainteresowanie tematem i jak wiele luk badawczych pozostało.

Krytycznie o historii kobiet
Warto jednak na te wszystkie prace spojrzeć krytycznie. Po pierwsze, żadna z nich nie jest pracą stricte historyczną, czyli nie wykorzystuje metodologii badawczej właściwej historykom. Po drugie, wszystkie one bardzo mocno osadzone są w kontekście feministycznym i związanym z nim postulatem „odzyskiwania historii” dla kobiet, a także próbują (w szczególności Penn) tłumaczyć zjawiska przez zastosowanie odniesień feministycznych. Ani jedno, ani drugie nie jest złe samo w sobie. Potrzebujemy prac niehistorycznych poświęconych historii, bo pobudza to interdyscyplinarny dialog i wymusza na historykach nowe spojrzenie na pewne kwestie. Potrzebujemy też feministycznej wrażliwości obecnej w badaniach nad przeszłością, a w szczególności większej wrażliwości na problematykę rodzaju (gender). Niebezpieczne jednak jest łączenie tych dwóch cech z trzecią – prawie zupełnym brakiem stricte historycznych monografii na ten temat (w Polsce cały czas nie doczekaliśmy się całościowego opracowania historii kobiet w PRL – badania na ten temat są dopiero prowadzone w ramach grantu realizowanego przez IBL PAN).
Zjawisko to można już obserwować na innych obszarach badań związanych z historią kobiet. Została ona przejęta przez środowiska feministyczne, które – w ramach oporu wobec tradycyjnej, „męskiej” wizji historiografii – postanawiają pisać własną, genderową opowieść. Zajmują się tym socjolożki, filozofki czy literaturoznawczynie (autorką głośnej książki „Płeć powstania warszawskiego” jest Weronika Grzebalska, absolwentka socjologii), a co najgorsze, ignorują przy tym dorobek badań historycznych, w najlepszym wypadku traktując historyków jako dostarczycieli faktografii, a nie równorzędnych partnerów w naukowym dyskursie o historycznej narracji. Dyskurs wokół historii kobiet kształtowany jest więc przez nie-historyczki/ków, co nie tylko obniża jego wartość naukową, ale zniechęca również profesjonalistów do podjęcia tych wątków, gdyż znajdują się one na obrzeżach historiografii i nie są traktowane jako pełnowartościowy temat badawczy.
 
Fascynujące opowieści
A temat jest przecież niesamowicie interesujący, zarówno jeżeli chodzi o indywidualne biografie aktywistek, jak i o organizacyjną sferę ich działalności i postulaty polityczne. W bardzo dobry sposób pokazuje to film Marty Dzido i Piotra Śliwowskiego, wydobywając z cienia postacie kobiece i odtwarzając ich rolę w tworzeniu się opozycji. Znane nam dotąd archiwalne zdjęcia tłumów robotników z wąsatym Wałęsą na czele nabierają nowych znaczeń, kiedy autorzy filmu odnajdują na nich postaci kobiece i starają się wyśledzić ich losy. Przypominają o zapomnianych już nieraz faktach – o tym, że strajk w Stoczni Gdańskiej rozpoczął się w obronie kobiety; o tym, że to trzy kobiety zatrzymały wychodzących ze Stoczni mężczyzn i tym samym doprowadziły do historycznego sukcesu, jakim było podpisanie porozumień sierpniowych. To kobiety prowadziły konspiracyjne gazety, siedziały w więzieniach i obozach internowania (słynny kobiecy ośrodek w Gołdapi). Wreszcie fakty niemal zupełnie zapomniane – historie Ewy Kubasiewicz, która otrzymała najwyższy, dziesięcioletni wyrok więzienia w stanie wojennym, i Jadwigi Chmielewskiej, najdłużej spośród opozycjonistów poszukiwanej listem gończym. Anna Walentynowicz, Joanna Duda-Gwiazda, Helena Łuczywo, Joanna Szczęsna, Barbara Labuda, Anna Bikont, Alina Pienkowska, Ewa Ossowska, Jadwiga Staniszkis, Henryka Krzywonos, Janina Jankowska, Grażyna Staniszewska i wiele wiele innych. Po dołożeniu tych brakujących puzzli historia „Solidarności” staje się nagle dużo bardziej wielowymiarowa.
 
Nie tylko kobiety
Nie chodzi jednak tylko o oddanie historycznej sprawiedliwości wybitnym działaczkom, których rola w obaleniu komunizmu nie została w pełni doceniona. Cel filmu jest jeszcze inny i właśnie to czyni go bardzo ważnym, miejmy nadzieję, że wreszcie usłyszanym głosem. Stawia pytania o to, co stało się po transformacji i w jaki sposób piękne idee solidarności społecznej zmieniły się w realia reform Balcerowicza, dziką prywatyzację i rzeszę ludzi wykluczonych społecznie. Wśród wykluczonych są również kobiety, szczególnie narażone na niebezpieczeństwa związane z kapitalistyczną gospodarką. „Solidarność według kobiet” jest więc filmem nie tylko o kobietach, ale być może przede wszystkim o tym, jak rewolucja solidarnościowa zdradziła tych, którzy sprawili, że mogło w ogóle do niej dojść.
Jak mówi Ewa Ossowska w ostatnich minutach filmu – kiedyś obok zdjęcia Wałęsy w Stoczni zawisną zdjęcia kobiet, które sprawiły, że strajk osiągnął sukces. Pozostaje mieć nadzieję, że film „Solidarność według kobiet” nie będzie ostatnim krokiem w procesie odkrywania kobiecej historii „Solidarności” i zostanie uzupełniony przez rzetelne, naukowe badania historyczne. Bez wiedzy na temat przeszłości nie jesteśmy w stanie tworzyć naszej tożsamości i dlatego badania, które sprawiają, że polska historia staje się bardziej wielowymiarowa, są szczególnie ważne przy refleksji nad tym, w jakim kraju żyjemy obecnie.
 
Najbliższa okazja do obejrzenia filmu „Solidarnośc według kobiet” już w najbliższą środę o 19 w kinie Antropos. Wstęp wolny. Po projekcji spotkanie z twórcami filmu.
 

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×