fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Inteligencja zamknięta

Przyzwyczailiśmy się, iż sceny spod sklepów z tanimi winami rozgrywają się już także na łamach prasowych czy mównicach sejmowych, ale fala inteligencji zamkniętej obejmująca umysły z uczelni wyższych ciągle wydaje się nienaturalna dla tego otoczenia.

ilustr. Kuba Mazurkiewicz

Przyzwyczailiśmy się, iż sceny spod sklepów z tanimi winami rozgrywają się już także na łamach prasowych czy mównicach sejmowych, ale fala inteligencji zamkniętej obejmująca umysły z uczelni wyższych ciągle wydaje się nienaturalna dla tego otoczenia.

 

Media opisujące życie Kościoła lubią używać określeń „katolicyzm otwarty” i „zamknięty”, zazwyczaj jednocześnie afirmując ten pierwszy. Co ciekawe, podziału, który intuicyjnie wydaje się nam trafny, choć eklezjologicznie pozbawiony jest podstaw („katolicki” oznacza „powszechny”, zatem można powiedzieć, że Kościół albo jest otwarty, albo po prostu nie jest Kościołem), najczęściej używają wcale nie publicyści katoliccy, lecz dziennikarze stojący w progu lub widzący siebie poza jego obrębem. Co jeszcze ciekawsze, te osoby, które z niesmakiem odnoszą się do fundamentalizmu i krytykują wybrane fragmenty rzeczywistości Kościoła, często same przejawiają zachowania integrystyczne, tyle że świeckie – robią to w duchu tzw. inteligencji zamkniętej.

Wydawać by się mogło, że w toku ognistych sporów to właśnie od humanistów wymaga się więcej – postawy dialogu, podawania argumentów i kontrargumentów, ważenia racji, wreszcie ogłady, rozwagi, odpowiedzialności i szacunku dla odmiennych poglądów. Gdy odkurzyć renesansowe źródła humanizmu, transcendencję i religijne inspiracje przeciwstawiające antropocentryzmowi, bardzo wyraźnie ujawni się linia konfliktu fundamentalnego. Stąd już blisko do niezgody na optykę proponowaną przez Kościół (co jednak nie sankcjonuje brutalizacji języka dyskusji). Właśnie, „proponowaną”. Zarówno ewangeliczne korzenie katolicyzmu, jak i praktyka życia codziennego jego synów (błędnych interpretacji w wykonaniu naszych nadgorliwych braci, choć się ich nie wypieram, w tym miejscu uwzględnić nie mogę), wskazują, że nasze działania każdorazowo wyczerpują się na poinformowaniu o ofercie i konstatacji „jeśli chcesz”. Co potem? „Jeśli w jakim miejscu was nie przyjmą i nie będą słuchać, wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich!” (Mk 6, 11). Tyle. Bez potępień, tupania nogą, oskarżeń, wyśmiewania, stygmatyzowania, budzenia poczucia winy lub bycia gorszym. Jak w analogicznej sytuacji reaguje inteligencja zamknięta?

 

„Okazuje się, że prawdą nie jest to, co nią jest, ale to, czemu na bycie prawdą zezwala jakaś doktryna jakiejś instytucji. Albo jej skrajna hipokryzja (…) Tzw. znawcy Kościoła, specjalizujący się od kasowania z dwóch stron, od zakrystii, jako wzorowi katolicy, i z komercji, jako otwarci na liberalny świat i gotowi głosić w nim chwałę Pana (…) wolę ajatollaha Terlikowskiego niż tych załganych pseudoliberalnych, pseudodoktrynalnych, dwie piersi ssących liberalnych katolików (…) jeśli ktoś za radykalizm uznaje domaganie się szacunku dla kobiet wychowujących dziecko, kobiet żyjących w związku partnerskim, to ja go nazywam talibem i zakutym łbem” – wszystko Tomasz Lis w jednym wpisie na swoim blogu w serwisie NaTemat.pl w reakcji na poglądy Szymona Hołowni, chwilę po jego odejściu z tygodnika „Newsweek”, w którym Hołownia usłyszał, że redakcja „miała kłopot z jego tekstami” i „Wydyskutowaliśmy (…) pewną linię i będziemy się jej trzymać. O Kościele będziemy teraz pisać ostro”. Ostatnio popularny publicysta opuścił łamy „Wprost” po tym, jak gazeta nie zamieściła (bez uprzedzenia autora) jego cotygodniowego felietonu, w którym sprzeciwiał się pomysłowi finansowania zabiegu in vitro z podatków. Pojawił się za to artykuł w oparciu o nieopublikowany felieton krytykujący punkt widzenia białostockiego dziennikarza (wskutek czego czytelnik papierowego wydania „Wprost” nie miał możliwości wyrobienia sobie samodzielnej opinii – wypowiedź Hołowni trafiła tylko na tamtejszy serwis www) i stwierdzenia, że „Zdanie redakcji w sprawie in vitro powinno być jasne nie tylko dla naszych czytelników, lecz także dla naszych stałych autorów. Niestety, okazało się, że tak nie jest”, popularny tygodnik „to nie hyde park” i nie można w nim wygłaszać opinii „sprzecznych z poglądami redakcji”.

Gdy ogłoszono zaś, że nowym papieżem będzie kardynał Bergoglio, dyrektor Teatru Ósmego Dnia Ewa Wójciak napisała na swoim facebookowym profilu: „No i wybrali ch…, który donosił wojskowym na lewicujących księży”, a zapytana parę dni później, czy cofnęłaby swoje słowa, odparła, że nie. Odnoszący się do całej sprawy poseł Janusz Palikot rzucił podczas wystąpienia publicznego: „Miejcie odwagę nazywać ch… tego, kto jest ch…” i stwierdził na swoim blogu, że „Atak na Ewę Wójciak to tak naprawdę katolicki serwilizm i nic więcej”.

 

Postawa zamknięta wobec poglądów innych niż wyznawane przez część polskiej inteligencji to jedno, niekulturalny język w ustach humanistów to drugie. Nie wiem, co boli bardziej. Może fakt, że świecki integryzm eskaluje na środowiska akademickie? Bo (niestety!) przyzwyczailiśmy się, iż sceny spod sklepów z tanimi winami rozgrywają się już także na łamach prasowych czy mównicach sejmowych, ale fala inteligencji zamkniętej obejmująca umysły z uczelni wyższych ciągle wydaje się nienaturalna dla tego otoczenia. Wszak nawet tak rozumne postacie, jak np. prof. Magdalena Środa czy prof. Ireneusz Krzemiński wykazują czasami postawy, które przyjmuję z ubolewaniem. I nie tylko o butę czy lekceważące wypowiedzi wobec swoich oponentów pojedynczych naukowców tutaj chodzi. Jakiś czas temu mój znajomy (nota bene – socjolog pracujący na Uniwersytecie Białostockim) Radek Oryszczyszyn w odpowiedzi na zakłócenie wykładu prof. Środy przez zamaskowaną grupę osób pytał na swoim blogu: „Skoro władze uniwersytetu nie życzą sobie hałaśliwych demonstracji, preferując tradycyjne, uniwersyteckie sposoby wymiany poglądów, to dlaczego nie zaprosiły na wykład prof. Środy dyskutanta, który reprezentowałby inny punkt widzenia? Bo przecież z powodu jednostronności odwołano zaplanowane na kilka dni wcześniej spotkanie narodowców, co było powodem oburzenia studentów i ich żywiołowego protestu. Dlaczego stosuje się różne miary, w zależności od reprezentowanych poglądów? Osobiście jest mi tak samo daleko od postępowej lewicy reprezentowanej przez Środę, jak i od socjalizmu środowisk katolicko-narodowych. Nie podoba mi się jednak sposób, w jaki dyskryminuje się jedną ze stron nie dlatego, że stosuje niewłaściwe metody, tylko dlatego, że reprezentowane przez nią poglądy są aktualnie niemodne w elitarnym, salonowym środowisku uniwersyteckim”.

Nie wiem jak Radek, ale ja w żadnym razie nie relatywizuję postaw ideologicznie skrajnie prawicowych, nie ignoruję problemu. Jeśli jednak problem (już jakiegokolwiek rodzaju) się pojawia, to lepiej dyskutować z drugą stroną, spotkać się, czy odcinać i stygmatyzować? Czego nas nauczyła w tym zakresie historia? W tej perspektywie pytanie o inteligencję zamkniętą, jak i każde inne zachowania tego typu, przestaje być pytaniem wyłącznie o osobistą postawę życiową.

 
Przeczytaj inne teksty Autora.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×