fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia

Film jest też metaforą gigantycznego podziału między bogatymi, a biednymi. Inspiracja kryzysem światowym, ruchem Oburzonych jest w nim wyraźnie widoczna.


Biorąc pod uwagę sukces pierwszej części oraz to, jak wielkim powodzeniem cieszą się książki Suzanne Collins, śmiało można powiedzieć, że „Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia” to jeden z najbardziej oczekiwanych filmów tego roku. W związku z nowym reżyserem (Francis Lawrence) oraz kilkoma świeżymi twarzami w obsadzie (przede wszystkim Philip Seymour Hoffman), uzasadnione były zarówno obawy, jak i nadzieje. Spełnione zostały na szczęście te drugie – i to całkowicie.
 
Film jest wierną ekranizacją książki, więc jego akcja rozpoczyna się niedługo po znanych nam wydarzeniach. Katniss (Jennifer Lawrence – zbieżność nazwisk z reżyserem przypadkowa) nie tylko wygrała igrzyska śmierci, lecz także swoją postawą wyraziła sprzeciw przeciwko złowrogiemu Kapitolowi, który rządzi państwem Panem. Podczas obowiązkowego tournee zwycięzców, Katniss i Peeta (Josh Hutcherson) muszą przekonać mieszkańców wszystkich dystryktów, że – wbrew faktom – ich miłość jest prawdziwa, a tym samym zażegnać widmo buntu. Nie jest to jednak łatwe, gdyż raz rozpętanej rebelii nie da się tak łatwo powstrzymać. By odwrócić uwagę ludzi, zorganizowane zostają 75-te igrzyska śmierci, w których zmierzą się zwycięzcy dotychczasowych edycji. Dla Katniss, cierpiącej z powodu koszmarów, oznacza to powrót na znienawidzoną arenę.
 
Pozornie jest to typowa powtórka z rozrywki. Znów bowiem obserwujemy przygotowania (kostiumy, telewizyjne wywiady, etc.), a w końcu zmagania na śmierć i życie podczas turnieju. Co z tego, skoro po pierwsze, film nie nudzi, a po drugie, jest zupełnie inny od pierwszej części – tak samo jak inna jest Katniss. To już nie ta sama przestraszona dziewczyna, za wszelką cenę starająca się przeżyć i ochronić bliskich. Fakt, że jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób w kraju, na której mnóstwo ludzi się wzoruje, powoduje, że teraz nie może sobie pozwolić na działanie, którego wcześniej nie przemyśli. Wszystko co zrobi, może być impulsem prowadzącym do wydarzeń, nad którymi nie będzie mogła zapanować. Zwiększa się presja i odpowiedzialność – to już nie jest walka o najbliższe osoby, tylko o przyszłość znanego jej świata, a także życie wielu niewinnych ludzi. Dorzućmy do tego bolesne wspomnienia z pierwszego turnieju oraz konieczność udawania miłości przed kamerami, a otrzymamy postać o wiele bardziej złożoną niż w pierwszej części. Duża w tym także zasługa samej Jennifer Lawrence, która doskonale zna swoją bohaterkę, dzięki czemu wiarygodnie pokazuje jej wszystkie emocje. W każdej minie, każdym najdrobniejszym geście jest przekonująca. To prawdziwa przyjemność oglądać tak dobrze zagraną kobiecą postać, która do tego jest najważniejsza w filmie akcji (a to, przyznajmy, nie zdarza się zbyt często). Zresztą cała obsada filmu jest bez zarzutu. Cieszy zwłaszcza obecność Hoffmana, który jest wielkim aktorem, tutaj zaś, chociaż na drugim planie, intryguje i niepokoi – jego postać jest enigmatyczna, manipulatorska i nieprzewidywalna.
 
„Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia” różnią się od pierwszej części także tym, że tytułowy turniej wcale nie jest najważniejszy. Scen na arenie jest mniej, niż by się można spodziewać po tego typu produkcji. Znacznie istotniejsze są tu problemy związane z tyranią, walką z systemem, dążeniem ludzi do wolności. Jak działa totalitaryzm, wiadomo nie od dziś. Ale sceny gdy jeden prosty gest potrafi połączyć ludzi, wyzwolić w nich pewnego rodzaju intuicyjne porozumienie, potrafią naprawdę wzruszyć. Najciekawsze są jednak momenty, gdy osoby korzystające z życia w luksusie, ślepe na to jak naprawdę wygląda rzeczywistość, zaczynają rozumieć, co dzieje się dookoła. Najlepszym przykładem jest tu Effie (Elizabeth Banks), opiekunka Katniss i Peety, która przywiązawszy się do nich, cierpi z powodu ich powrotu na arenę. Film jest też metaforą obecnego problemu społecznego – gigantycznego podziału między bogatymi, a biednymi. Inspiracja kryzysem światowym, ruchem Oburzonych jest wyraźnie widoczna. Oczywiście, „Igrzyska śmierci” nie mówią nic nowego na ten temat, są zgrabnym połączeniem znanych kulturze motywów. Jest to jednak połączenie przekonujące i wciągające. Tonacja filmu jest mroczniejsza niż poprzednio – chociaż dostał on kategorię wiekową PG 12 (co oznacza, że dwunastolatki mogą same iść do kina), jest tu kilka dość mocnych scen, pokazujących, co władza potrafi robić z niepokornymi obywatelami. Skupienie się na głównej bohaterce, jej poszukiwaniu tożsamości oraz rodzącej się świadomości ludzi to jedna z największych zalet filmu.
 
Film Francisa Lawrence’a to, w swojej kategorii oczywiście, spore osiągnięcie. Jest nie tylko świetnie zrobiony technicznie – efekty specjalne, kostiumy, charakteryzacja stoją na bardzo wysokim poziomie. To przede wszystkim całkiem mądre, wciągające kino, które dostarcza mnóstwo doskonałej rozrywki. Wśród hollywoodzkich hitów, które miały w tym roku swoją premierę z pewnością znajduje się na podium, a może nawet na jego najwyższym stopniu. Powoduje to, że film powinien się spodobać nawet tym, którzy nie przepadają za tego typu produkcjami. Ja tymczasem nie mogę się już doczekać przyszłorocznej premiery kolejnej odsłony cyklu. Tym bardziej, że za reżyserię znów będzie odpowiadać Lawrence, a do obsady dołączy Julianne Moore.
 

 

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×