fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Czas odzyskany. O poezji Piotra Tenczyka

W poezji Piotra Tenczyka obserwujemy wiele złożonych procesów analogicznych i pogmatwanych odniesień. W kontekście tych wielorakich, wzajemnych wpływów musi określić się podmiot liryczny: człowiek, który pośród splątanych głosów historii chce usłyszeć swój własny.
Czas odzyskany. O poezji Piotra Tenczyka

Czy jesteśmy dziś z poezją w kontakcie? Wydaje się, że powstają na tej linii pewne zakłócenia. Nowe pozycje nie są rozchwytywane z półek, a dostępność starych ogranicza się do paru sztandarowych nazwisk. Zjawisko to ma z pewnością złożone przyczyny i nie w tym rzecz, aby wygłaszać tu literackie manifesty, analizować rynek księgarski czy snuć kasandryczne wizje upadku czytelnictwa. Poezja jest i ma się dobrze. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie szukać. Zamiast jednak do tego zachęcać, postanowiłem sięgnąć po taką, która sama wychodzi do czytelnika z propozycją kontaktu. Jeśli bowiem miałbym określić twórczość Piotra Tenczyka jednym, ogólnym hasłem, nazwałbym ją poezją spotkania.

Oczywiście można powiedzieć, że każdy tekst literacki jako komunikat językowy coś oznajmia, domaga się adresata. Nie to jednak mam na myśli. W „Poemacie o czasie przeżytym” , który ukazał się w styczniu nakładem Zaułka Wydawniczego Pomyłkarozmowa i spotkanie stają się czymś więcej: ośrodkiem dojrzewania człowieczeństwa, doświadczania wolności, powolnego konstytuowania się jawobec innych ludzi. Zawarte w nim myśli oprawne są w formę posłuszną, która nie przysłania treści, lecz tylko pomaga jej wybrzmieć. Mamy tu do czynienia z intymnym, nieskrępowanym wymogami artystycznej oryginalności dialogiem, któremu pozwolono nam się przysłuchiwać. Świadomość ważkości padających w nim pytań egzystencjalnych każe na chwilę odłożyć krytycznoliterackie jak  na rzecz co. Transparentny, skromny język odsłania powagę poruszanych kwestii. Czytelnik zostaje postawiony w sytuacji emocjonalnej nagości.

Poezja jak codzienna rozmowa

Nie znaczy to jednak, że poezja Piotra Tenczyka pod względem formalnym jest nijaka. Wręcz przeciwnie. Wolno zapewne byłoby powiedzieć – niemodna. A jednak to usprawiedliwiony, konsekwentny wybór, poparty w dodatku na kartach Poematupoetyckim credo(zresztą bezkompromisowo oskarżycielskim wobec współczesnej literatury). Mimo naturalności frazy łatwo wskazać tu znaki szczególne. Wartkość wypowiedzi niepoddanej wyjaławiającym rygorom formy, wszystko to, co tak charakterystyczne dla zwykłej, codziennej rozmowy – chaotyczne nagromadzenie pytań, zaimków osobowych, powtórzenia, perspektywa konkretnej relacji – wywołują poczucie bezbronności, pragnienie znalezienia własnego miejsca w całej historii. I, co ciekawe, sformułowania odpowiedzi. Ktoś przecież mówi do nas tak, jak robi się to twarzą w twarz.

O jakiej historii mowa? Poemat o czasie przeżytymjest opowieścią. Dostajemy do ręki nie zbiór wierszy, ale raczej pakiet listów czy plik kartek z pamiętnika, poprzetykanych zdjęciami z rodzinnego archiwum. Tenczyk, Ślązak od pokoleń, należy do grona tych poetów, których twórczość świadomie karmi się dziejami i krajobrazem małej ojczyzny. Poprzez wspomnienia, fotografie i skrawki rodzinnych historii, próbuje zrekonstruować losy przodków, którzy stąpali po śląskiej ziemi przed nim, a których czuje się spadkobiercą. Trudno rozstrzygnąć, czy drobiazgowość tych poetyckich wizji zawdzięczamy jego sentymentalnej wrażliwości na szczegół, czy też skrupulatności wypływającej z kronikarskiego poczucia obowiązku. Przeszłość tak czy inaczej zostaje uobecniona mocą pióra: duchy snują się w tej samej przestrzeni, porządki czasowe przenikają się w konwencji niemal mitycznego opowiadania. Część miejsc i przedmiotów oparła się nurtowi wydarzeń i nie wiadomo właściwie, czy patrzymy na nie jako na minione, trwające, a może już nawet wieczne. Poezja staje się lustrem, w którym naraz widać rzeczy przeszłe, obecne i przyszłe.

Wszystko byłoby zapewne sztampowe, gdyby nie to, że opowieść jest wsparta na fundamencie historii Śląska. Krainy rozproszonej, wiecznie targanej dążeniem do dominacji różnych narodów, rozrywanej od środka, a jednak wciąż odrębnej, jak instynkt przetrwania przechowującej poczucie tożsamości. Na tle ogólnych jej dziejów zarysowują się losy rodziny Tenczyka. On sam zaś jest niejako węzłem, punktem zbiegu różnych nurtów swojej genealogii – wątków, które świat tak poprowadził, że splotły się i ucieleśniły w jego osobie. To filozoficzne pytanie, w obliczu którego stanął chyba każdy z nas: jak ma się kruchość i przygodność mojego istnienia do faktu, że historia pracowała od wieków, posługując się najbardziej niewiarygodnymi fortelami, aby w tym miejscu i w tym czasie pojawił się nie kto inny, lecz właśnie ten konkretny Ja? I co wynika dla mnie z tego kontrastu?

Usłyszeć własny głos

Rozpoznać więc można w tej poezji trzy płaszczyzny: uniwersalnej narracji o śląskiej historii, genealogiczną i tę dotyczącą jednostki. Ich współzależność nie zatrzymuje się jednak tylko na chronologii, ani też na prostym przechodzeniu do coraz mniejszych cząstek ogółu. Obserwujemy tu wiele złożonych procesów analogicznych i pogmatwanych odniesień. W kontekście tych wielorakich, wzajemnych wpływów musi określić się podmiot liryczny: człowiek, który pośród splątanych głosów historii chce usłyszeć swój własny.

Temu to podmiotowi, jak uważam, należy się najwięcej uwagi. W jego kreacji – a raczej: autentyczności – upatruję podstawową wartość tej poezji. Punkt wyjścia stanowi tu świadomość, że tożsamość nie jest czymś danym, ale dochodzi się do niej na drodze ciężkiej pracy. Trzeba odrzucić to, co w nas przypadkowe. Dokonać wyboru. Czytamy: Muszę rozpoznać się w sobie ponownie. Odbić się jak od lustra. Poznać siłę własnych dłoni. Ciężar łopaty, którą będę kopał po raz kolejny w ziemi (…)Poddanie się zewnętrznym podziałom sprzeciwia się życiu, zniewala. Konieczne jest zajęcie pozycji dystansu wobec tego, co prowadzi do rozproszenia. Poezja Tenczyka ma wydźwięk aktywistyczny w tym sensie, że jakiekolwiek działanie oznacza dla niego odpowiedzialność, a zaczyna się ona już na poziomie odpowiedzialności za własne istnienie, które nie jest czymś oczywistym.

Właśnie dlatego podmiot liryczny nawiązuje dialog z przeszłością. Potrzeba mu wiedzieć, jaki bagaż otrzymał, co jest jego własne, a co odziedziczone, co stanowi przeżytą prawdę, a co ledwie zaszczepione w nim złudzenie. Trzeba odsiać to, co powielane od tego, co nowe, ale jednocześnie odnaleźć się w powtarzalności pewnych form. Zrozumieć, że nie tylko ograniczają, lecz czasami pełnią rolę organicznego budulca. Po to właśnie sięga się wzrokiem wstecz: aby poprzez bilans poczucia podobieństwa i obcości dotrzeć do siebie. Jest to droga okrężna, ale jeśli się jej nie wybierze, pozostaje tylko ta na oślep. W sprawozdaniu Tenczyka z samego siebie uderza wielość wątków, chaotyczność pytań, liczne wahania, które jednak paradoksalnie zmierzają do umocnienia zasady jedności – duszy. Jest to naczelne zadanie, jakie przed sobą stawia. Niczego się tu nie trwoni.

Odpowiedzialność ojca

Nieczęsto zdarza się taki podmiot: młody mężczyzna świadom tego, jak istotnie wpłynęły na to, kim jest koleje historii, zadający sobie pytanie o stosunek męskiej siły do męskiej wrażliwości, ojciec, człowiek bez szkodliwych ambicji. Można by z przymrużeniem oka powiedzieć, że poezja tego typu z pewnością miałaby pozytywny wpływ na społeczeństwo, jako źródło wartościowych wzorców. Nie chodzi jednak o moralizowanie, a o to, że dostrzeżenie tych wierszy stanowiłoby szansę na rehabilitację specyficznie męskiego głosu w polskiej poezji. Nie głupio buntowniczego, nie agresywnego, nie zblazowanego. Głosu mężczyzny, który widzi siebie jako ogniwo w łańcuchu życia, za którego fragment jest odpowiedzialny. Wiele (choć jeszcze chyba nie wystarczająco) w kontekście dzisiejszych problemów społecznych mówi się o doświadczeniu macierzyństwa jako konstytutywnym dla kobiecości – wystarczy tu wspomnieć np. przedstawicielki etyki troski, choćby Virginię Held. Prawie w ogóle pomija się jednak przeżywanie ojcostwa. Tymczasem być może tzw. „kryzys męskości” wiąże się przede wszystkim z tym, czego doświadczyli od swoich ojców synowie i jak się do tego ustosunkowali, gdy na świat przyszły ich własne dzieci. Ojcostwo to przecież ośrodek praktykowania męskiej siły, która nie ma być przemocą, ale czułością i oparciem.

Dość egzotycznym jak na poetyckie rozważania tematem jest też zainteresowanie Tenczyka stereotypowo męską dyscypliną sportu – boksem. Zamiłowanie do niego odziedziczył po przodkach, ale kontekst biograficzny nie starcza, by to zjawisko wytłumaczyć. W jego poezji boks urasta do rangi niezwykłej. Staje się przestrzenią konfrontacji, symbolicznej walki, w której nie chodzi o nokaut, lecz o kształtowanie charakteru. W sytuacji bezpośredniego starcia wypróbowują się ludzkie postawy. A nade wszystko – odsłania się stosunek do własnej słabości. Ona przyjdzie prędzej czy później, tryumf jest chwilowy, złudny. Wygra ten, kto nie stanie się zakładnikiem własnej pychy. Walka, o której Tenczyk myśli toczy się przecież o znacznie więcej niż o miejsce na podium. Jestem człowiekiem ulepionym z krwi i kości, a wewnątrz mnie bije się miłość/ i wydziera dla siebie po kawałku.

Dlaczego czas odzyskany? Ponieważ ten przeżyty potraktowany jest rozumnie. Wydobywa się z niego to, co wartościowe, a reszcie pozwala odejść na zawsze. Każdy z nas jest i kostką domina, i kowalem własnego losu. Trzciną myślącą. To właśnie podstawowa prawda o rzeczywistości. Wyzwanie leży w umiejętnym rozpoznaniu proporcji. Osiągnąć je możemy przede wszystkim poprzez spotkanie z drugim człowiekiem, poprzez zadanie mu pytań. Prowokuje to skojarzenia z filozofią dialogu, czy nawet z tischnerowską filozofią dramatu. Przecież każda relacja i każde wydarzenie łączą się z groźbą tragedii, którą może powstrzymać jedynie nasze ukierunkowane działanie – a stąd już niedaleko do tak żywo obecnych w tej poezji motywów świadomości, walki i pracy. A jednak pokusa tworzenia takich powiązań nie może być w tym przypadku usprawiedliwiona. Całość obcowania z tą poezją opiera się właśnie na dostrzeżeniu jej bezzałożeniowości, braku spekulacji, zupełnej intymności jednostkowego doświadczenia. Jest to warunek zrozumienia człowieka, który poprzez karty Poematu – chce opowiedzieć historię obracającą się w pryzmacie poezji w pierwotną przypowieść o poszukiwaniu siebie. Nie można jej obserwować z odległości: trzeba podać jej dłoń i iść. Czy to możliwe – pyta Piotr Tenczyk, żebyś uwierzył, że ja/ nigdy tak nie zrobię nie oszukam cię jak/ inni poeci nie będę kolejnym błyskiem miasta? – Ja uwierzyłem.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×