fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Cóż po takim zwycięstwie?

Argentyński spektakl, według deklaracji reżysera miał na celu krytykę konsumpcjonizm i pustki duchowej kapitalistycznego świata. Pozwoliliśmy na zatupanie tego przesłania.

ilustr.: Marta Zawierucha

Stało się – spektakl „Golgota Picnic” został przez dyrektora festiwalu odwołany. Wzmożenie aktywności mediów katolickich, nawoływania abp. Gądeckiego, wypowiedzi polityków oraz groźba zamieszek odniosły skutek. Zagrożenie dużej skali dla aktorów i widzów spektaklu miało być tak wielce prawdopodobne, że policja stwierdziła, iż nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa. Zadajmy jednak pytanie: kto wygrał?
Tekst nie przyjęty wcześniej przez redakcję Przewodnika Katolickiego.
 
Pozornie odpowiedź jest łatwa: wygrała prawda, przegrał fałsz. Siły dobra zwyciężyły nad królestwem pana tego świata. Sprawa nie jest jednak taka prosta. Zastanówmy się nad tym, jakie dzięki temu dobro uczyniono. Bez nawoływania do zakazu wystawienia spektaklu, biletowane, odbywające się w zamkniętej sali widowisko obejrzałoby pewnie ze dwieście osób. One pewnie i tak nie byłyby zgorszone, bo przecież należy przypuszczać, iż wybrałyby się na ten spektakl świadomie. Protest i szerzenie niesprawdzonych opinii o spektaklu wzburzyło i zgorszyło wielu. Jestem ciekaw, czy samozwańczy cenzorzy czują się odpowiedzialni za zgorszenie i zamęt duchowy, jaki sprowadzili na wielokrotnie większą liczbę osób niż ta garstka potencjalnych widzów.
 
Cóż – zwyciężyli, a zwycięzców się przecież nie sądzi. Liczy się, że „moje jest na wierzchu”. Jak stwierdził Tomasz Terlikowski: „Artyści” z Golgota Picnic, a także organizatorzy festiwalu Malta okazali się jednak cieniasami. Jakie jest przesłanie tego zwycięstwa? Czy przyczyniło się ono do pomnożenia dobra? Czy zmniejszyło podziały, wrogość, zwiększyło wzajemne zaufanie w naszym coraz bardziej rozpadającym się społeczeństwie?
 
Zwycięstwo to jest szczególnie gorzkie, gdy posłuchamy słów dominikanina, ojca Tomasza Dostatniego: Obejrzałem spektakl „Golgota Picnic”. Nie jestem nim zgorszony, nie jestem nim obrażony. Choć rozumiem zarazem, że dla wielu moich braci w wierze może on być szokujący, obrazoburczy, obsceniczny i miejscami nie do zaakceptowania w swojej dekonstrukcji przedstawiania wątków religijnych. Ale język teatru, wyrazu artystycznego, dziś różni się od języka kazań czy katechezy w szkole. I może warto, abyśmy jako chrześcijanie żywej wiary zadali sobie trud przynajmniej zrozumienia podstawowego przesłania takich spektakli, w których przenika się ważna krytyka społeczeństwa konsumpcyjnego z rozpaczą wypływającą ze spojrzenia na kondycję dzisiejszego człowieka oraz właśnie dekonstrukcją osoby i posłania Jezusa Chrystusa.
 
Stwierdzenie ojca Dostatniego jest tym ważniejsze, gdy uświadomimy sobie, że zarówno reżyser, jak i spektakl przyjechali do nas z Argentyny – ojczyzny papieża Franciszka.
 
Żeby zrozumieć, dlaczego zwycięstwo (odwołanie spektaklu) to także dla chrześcijan przegrana, warto zrozumieć, co chciał powiedzieć Fryderyk Nietzsche, gdy stwierdził: „Bóg umarł”. Wbrew obiegowej interpretacji, nie był to manifest jego ateizmu. To nie Nietzsche mordował Boga. Nietzsche jedynie stwierdził fakt, że wbrew frazesom, rytuałom, pustym słowom, żywego Boga nie ma już w społeczeństwie jemu współczesnych. I na nas spoczywa odpowiedzialność za to, co czynić dalej.
 
Argentyński spektakl według deklaracji reżysera miał na celu krytykę konsumpcjonizmu, hedonizmu i pustki duchowej kapitalistycznego świata. Podobnie jak Nietzsche, tak i ten spektakl był posłańcem, który przynosił nam bardzo mało radosną diagnozę. I co z tym zrobiliśmy? Pozwoliliśmy, aby posłanie zostało zatupane. Zadowoleni jak dzieci w klasie uczestnicy wiecu politycznego, przekrzykując oponentów, nie usłyszymy słów przestrogi. Śmierć Boga, pustka duchowa, konsumpcjonizm, ekscesy kapitalizmu nie znikną. Możemy zabijać posłańców, którzy przynoszą nam złe wieści, ale jak długo?
 
Szczególnie gorzko brzmi to w Poznaniu, mieście o największej liczbie centrów handlowych w Polsce. Wymownym przykładem miejsc, gdzie Bóg naprawdę umiera, są ołtarze na Boże Ciało, które raz w roku pozwolono kątem postawić na parkingach samochodowych przed blaszanymi bryłami supermarketów. Kapitalizm zmiata i zamiata, nawet nie prowokując protestów. Dzień później parkingi marketów nie pamiętają już, że gościły ołtarze.
 
Czy Boga żywego zabija okazjonalne wystawienie wymagającego i trudnego spektaklu, choćby i o gorszącej estetyce? A może raczej zabija Go codzienna pustka duchowa centrów handlowych, obojętność wobec eksmisji na bruk, smutek bezrobotnego losu? Jakież to przedziwne, że tak wiele osób poczuło się zgorszonych niewidzianym spektaklem, a milczało, gdy budowano kontenery mieszkalne, gdy obcinano pensje pracownicom żłobków, gdy eksmitowano na bruk.
 
Argentyńskie przesłanie reżysera, krytyka zatrutych owoców kapitalizmu, zostało zakrzyczane. Ciekawe czy głos innego krytyka kapitalizmu i wyzysku, także przybysza z Argentyny, papieża Franciszka, też nie zostanie wysłuchany? W tym wypadku trudniej będzie jednak wymyślić pretekst, aby uspokoić swoje przedziwnie wybiórcze sumienie, żeby zakryć uszy. Proste przekierowanie uwagi, użycie pretekstu, jakim jest bluźnierstwo i obraza uczuć religijnych, nie wystarczy. Od zaklęć i okrzyków wyzysk i bieda nie znikną.
 
To nie garstka artystów niszczy świat, oni nie „zabijają Boga”. To kapitalizm, rynek z jego egoizmem, darwinizmem społecznym, zwiększającym się rozwarstwieniem, niszczy wspólnoty, rodziny, solidarność. Cóż po zwycięstwie nad „bluźniercami”? Im przynajmniej o coś chodzi. Co zrobią zwycięzcy, gdy zostaną sami, bez żadnych, nawet kontrowersyjnych sojuszników w świecie, w którym zamiast „Hymnu o miłości”, rozbrzmiewa jego gorzka wersja, zaproponowana przez George Orwella: „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a pieniędzy bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący”?
 
Odniesiono zwycięstwo, tylko czy dzięki temu choć jedna łza została otarta, jedno dziecko uzyskało dom, miejsce w żłobku, bezdomny godne miejsce zamieszkania, bezrobotna pracę, osoba na umowie śmieciowej godziwe zatrudnienie i płacę? Czy zwycięstwo to poszerzyło miejsce dla miłości?
 
Nie jestem strażnikiem ludzkich sumień – zbyt wielu zbyt łatwo ustawia się w tej pozycji. Nurtuje mnie jednak jedna sprawa – jak bardzo prawda o śmierci Boga w kapitalistycznym świecie musi przerażać, jak bezsilność wobec bezdusznych mechanizmów rynkowych obezwładniać, jak bardzo duchowa pustka centrów handlowych Poznania być nieznośna, że trzeba aż tak głośno krzyczeć?
 
Cóż – zwycięstwo odniesione: zaróżowione policzki, słychać donośne okrzyki, wspólne uniesienie. Tylko gdzieś tam w zaułku zmęczonego wyzyskiem świata, w centrum handlowym, w kontenerze mieszkalnym, podczas eksmisji, w smutku bezrobocia „Bóg umiera”. Ci, którzy upili się łatwym zwycięstwem, pewnie tego nie zauważą.
 
UWAGA! W czasie wakacji internetowa odsłona „Kontaktu” będzie ukazywać się raz na dwa tygodnie – co drugi poniedziałek. Serdecznie zapraszamy do lektury!
 

 

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×