fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Brazylijski model do tablicy

Fenomen „brazylijskiego modelu społeczno-gospodarczego” zdążył już zakorzenić się w powszechnej świadomości. Warto jednak zastanowić się, o czym dokładnie mówimy, używając tego enigmatycznego pojęcia. Czy faktycznie może on stanowić inspirację dla innych krajów?

ilustr.: Olga Micińska

Fenomen „brazylijskiego modelu społeczno-gospodarczego” zdążył już zakorzenić się w powszechnej świadomości. Warto jednak zastanowić się, o czym dokładnie mówimy, używając tego enigmatycznego pojęcia. Czy faktycznie może on stanowić inspirację dla innych krajów?

 

1

Brazylia jest teraz na topie. Jej były prezydent, Lula da Silva, to chodząca legenda: przywódca znany i ceniony na całym świecie. Istnieje przekonanie, że dzięki niemu i jego poprzednikowi, Henrique Cardoso, Brazylia wyrosła na potęgę, choć jeszcze dwie dekady temu zmagała się z problemami masowej biedy i galopującej inflacji. Podziw jest tym większy, że Brazylii udało się tego dokonać „po swojemu”, to znaczy nie kierując się receptami międzynarodowych instytucji finansowych.

Prof. Barbara Liberska trafnie wyraziła to w wywiadzie z 2010 r.: „Dopiero Cardoso i Lula zrozumieli, że nie sposób zbudować kraju rozwiniętego, zrealizować mocarstwowych ambicji, gdy 40% społeczeństwa żyje w biedzie. Brazylia jest wreszcie na drodze do zyskania statusu globalnej potęgi, gdyż potrafiła wykorzystać to, co daje integracja z globalnymi rynkami. I to wykorzystała po swojemu, nowatorsko, na własnych warunkach. Liberałowie dotąd odrzucali pogląd, że można pogodzić gospodarkę otwartą na globalizację z dbałością o wielkie rzesze wykluczonych. Natomiast Brazylijczycy uznali, że nie można tego tak sobie zostawić, tylko trzeba w sposób racjonalny i kompleksowy rozwiązać problem biedy. Tego nikt za państwo nie zrobi w takim kraju” („Brazylia zrobiła to po swojemu”, Obserwator Finansowy, 13 października 2010 r.).

 

2

Istnieją jednak co najmniej trzy powody, dla których warto akurat teraz zapytać o to, co konkretnie brazylijski model kryje w sobie.

Po pierwsze, w całym regionie latynoskim rośnie jego popularność. Inspirują się nim rozmaici szefowie rządów i liderzy opozycji: zarówno lewicowy prezydent Peru, Ollanta Humala, jak i centroprawicowy przywódca wenezuelskiej opozycji, Henrique Capriles Radonski. Brazylia XXI wieku jawi się jako swoista „trzecia droga” pomiędzy skompromitowanym w tej części świata neoliberalizmem a pseudosocjalizmem „rewolucji boliwariańskiej” – którą Hugo Chavez próbował zarazić zaprzyjaźnione kraje. Trzecia droga Brazylii to programy socjalne (którymi chwali się również Wenezuela), połączone jednak z wolnym rynkiem i poszanowaniem dla zasad demokracji. Pod tak zdefiniowanym modelem, poza Peru i samą Brazylią, chętnie podpisałyby się również Chile, Kolumbia, a nawet Meksyk.

Po drugie, rośnie potęga gospodarcza i polityczna Brazylii, co przekłada się na konkretne sukcesy w dyplomacji międzynarodowej. Na początku maja wybrano Brazylijczyka, Roberto Azevêdo, na nowego szefa Światowej Organizacji Handlu (WTO). Co istotne, wygrał on w ostatecznym głosowaniu, chociaż Stany Zjednoczone i Unia Europejska wolały innego kandydata. W ten sposób Brazylijczyk może przedstawiać się jako lider świata rozwijającego się. To z zachodniego punktu widzenia ma swoje dobre i złe strony. Azevêdo może pomóc w osiągnięciu nowego globalnego porozumienia o liberalizacji handlu, do czego potrzebne jest zgranie ze sobą interesów światowego Południa i Północy. Zarazem jednak, można mieć obawy, czy z Brazylijczykiem na czele WTO, organizacja ta nie stanie się bardziej spolegliwa wobec przypadków protekcjonizmu. Azevêdo, tak samo, jak dzisiejsza Brazylia, znany jest z niedogmatycznego podejścia do liberalizacji handlu.

Po trzecie, istnieją coraz poważniejsze wątpliwości co do tego, czy brazylijski model jest do utrzymania w dłuższym okresie. Obecnie Brazylia przeżywa gospodarcze spowolnienie. W 2012 roku wzrost gospodarczy wyniósł niecałe 1%, podczas gdy inflacja rozkręciła się do poziomu 6%. Gospodarka cierpi na chroniczny brak konkurencyjności, głównie z uwagi na słabą infrastrukturę i rozbudowaną biurokrację, a utrzymujące się bariery prawne i administracyjne dla prowadzenia działalności gospodarczej hamują inwestycje prywatne i zagraniczne.

 

3

Zależnie od tego, gdzie siedzimy, brazylijski model znaczy różne rzeczy. Głównie dlatego, że inne są punkty odniesienia.

Z perspektywy państw latynoskich, kluczowy jest sukces Brazylii w walce z biedą: 40 mln osób wydobytych z ubóstwa w ciągu zaledwie dekady. Brazylijskie programy socjalne, takie jak Bolsa Familia czy Brasil sin Miseria, zostały uznane przez Bank Światowy za wzór do naśladowania przez inne kraje – między innymi dlatego, że dają ludziom „wędkę, a nie rybę”. Model brazylijski rozumiany jest w tym przypadku jako strategia rozwoju gospodarczego dostrzegająca potrzebę realizowania odgórnej polityki niwelowania biedy i społecznych nierówności; strategia, która tym różni się od „rewolucji boliwariańskiej” Chaveza, że jednocześnie zachęca ludzi do podejmowania pracy i nauki, dba o przedsiębiorczość prywatną, a zarazem szanuje reguły wolnego rynku i demokracji.

Ale z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej, model brazylijski to już zupełnie co innego. To łagodna postać kapitalizmu państwowego, z którego słyną kraje BRIC: Brazylia, Rosja, Indie, Chiny. Państwo odgrywa dominującą rolę w brazylijskiej gospodarce: jako właściciel wielkich przedsiębiorstw i główny inwestor, a także ze względu na rozbudowaną administrację i jej olbrzymie koszty (tzw. custo brasil). Brazylia słynie z silnego protekcjonizmu, wiele kontrowersji wzbudza też stosowana przez nią kontrola przepływów kapitałowych. Z tej perspektywy, model brazylijski rozumiany jest jako przykład systemu rozwoju gospodarczego z przewodnią rolą państwa (ang. state-led development), mający stanowić alternatywę dla neoliberalnego konsensusu waszyngtońskiego.

 

4

Co na to wszystko Brazylia? Tam, wbrew pozorom, trwa ożywiona dyskusja nad tym, w którą stronę zmierzać powinien aktualny model społeczno-gospodarczy, a przede wszystkim jaką rolę powinno w nim odgrywać państwo. Rośnie świadomość tego, że nie do utrzymania jest sytuacja, w której Brazylijczycy konsumują niczym Amerykanie, mają usługi publiczne rozbudowane jak Europejczycy, a chcieliby wzrastać w tym samym tempie, co kraje rozwijające się. Uwidaczniają się szkodliwe efekty (jak np. rosnąca inflacja) zbytniego oparcia wzrostu gospodarczego o eksport surowców.

Coraz wyraźniej widać też, że wzrostowi gospodarczemu Brazylii sprzyjały przez ostatnią dekadę wyjątkowe okoliczności: podwyższone dochody z eksportu surowców, których ceny rosły za sprawą niezaspokojonego chińskiego popytu. Brazylia zainwestowała te środki w realizację ambitnych programów socjalnych, natomiast nie wykorzystała okazji do przeprowadzenia strukturalnych reform w gospodarce.

Dopiero ostatnio prezydent Dilma Rousseff zainicjowała olbrzymie inwestycje infrastrukturalne, wzięła się za umiędzynarodowienie szkolnictwa wyższego, a zarazem powróciła do rozmów wolnohandlowych z Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi. To może jednak okazać się niewystarczające, jeżeli zarazem nie pobudzi przedsiębiorczości prywatnej – co z kolei mogłoby wymagać choćby częściowego wycofania państwa z ingerencji w procesy ekonomiczne.

 

5

Trudno zaprzeczyć sukcesowi Brazylii w jej walce z biedą i społecznymi nierównościami. Wydaje się, że latynoski kolos znalazł bezcenną receptę na dwa wielkie problemy, z którymi od dawna zmagają się praktycznie wszystkie kraje Ameryki Łacińskiej. Pod tym względem, Brazylia bez wątpienia może stanowić inspirację dla innych państw – na przykład dla Kolumbii, która ostatnio przejęła od niej niechlubny tytuł społeczeństwa latynoskiego o największych rozpiętościach dochodowych.

Co innego jednak, jeżeli za elementy brazylijskiego modelu uznamy również protekcjonizm i silną ingerencję państwa w gospodarce. Zbyt rozbudowane państwo jest w stanie skutecznie zdusić inicjatywę prywatną. Istnieje też cienka granica pomiędzy odrzucaniem dogmatycznego podejścia do liberalizacji handlu – a dogmatycznym protekcjonizmem. Jeśli spojrzeć na Brazylię z tej perspektywy, wówczas okaże się, że istnieją w Ameryce Łacińskiej kraje o znacznie lepszych i stabilniejszych od niej perspektywach rozwojowych.

Prestiżowy jest w tym przypadku wyścig pomiędzy Brazylią i Meksykiem, traktowany jako konfrontacja dwóch alternatywnych paradygmatów gospodarczych. Brazylia uosabia protekcjonizm, silną pozycję państwa w gospodarce, rozrastające się wydatki socjalne i uzależnienie od wpływów z eksportu surowców. Z kolei Meksyk, choć programy socjalne również są w nim realizowane, jest gospodarką znacznie bardziej otwartą i zróżnicowaną. Istnieją prognozy, zgodnie z którymi Meksyk już w 2022 roku przegoni Brazylię pod względem poziomu PKB. A to znacznie nadwyrężyłoby wizerunek brazylijskiego modelu w regionie i w świecie.

Czy Brazylia jest w stanie swój model wyprowadzić z powrotem na prostą: ograniczając pozycję państwa w gospodarce i budżetowy ciężar usług publicznych? Czy może nie pozwoli jej na to strukturalna specyfika: olbrzymia powierzchnia, obfitość surowców, utrzymujące się dysproporcje dochodowe, inercja rozbudowanego aparatu państwowego? Najbliższe lata będą prawdziwym testem dla brazylijskiego modelu – cokolwiek by on nie znaczył.

 

Przeczytaj inne teksty Autora.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×