fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Błądzący obywatele i ich Premier

Lewicowi publicyści po raz kolejny padają ofiarą typowego złudzenia, że w przeszłości dobrze wiadomo było, jak historia się potoczy. Jest ono o tyle wygodne, że pozwala łatwo znaleźć winnych, obarczyć ich odpowiedzialnością i dokonać na nich symbolicznego aktu zemsty

ilustr.: Kuba Mazurkiewicz

Śmierć pierwszego premiera III RP, Tadeusza Mazowieckiego, doprowadziła do bardzo zróżnicowanych reakcji wśród środowisk lewicowych: jedni podkreślali doniosłe fragmenty biografii premiera i próbowali tłumaczyć te bardziej neoliberalne,a inni opisywali zmarłego wyłącznie jako „patrona reform”, głównego odpowiedzialnego za zmiany po 1989 roku. Tymczasem z badań opinii publicznej wynika, że wolnorynkowe reformy wprowadzane przez jego rząd były zgodne z ówczesnymi oczekiwaniami społecznymi – a zatem jeśli uważamy, że premier Mazowiecki się mylił, to mylił się solidarnie z niemal wszystkimi Polakami…

 
We wszystkich tych narracjach okres 1989-1991 przyćmił pozostałe dokonania Tadeusza Mazowieckiego, jak choćby odważną działalność w kole parlamentarnym Znak, zaangażowanie podczas strajków Sierpnia 1980 czy starania na rzecz ujawnienia ludobójstwa w Srebrenicy. Lewicowe reakcje na śmierć premiera Mazowieckiego powielają więc przekonanie o zdradzie elit okrągłostołowych, które dotąd dominowało w dyskursie prawicowym. O ile ocena samego planu Balcerowicza i jego ekonomicznych konsekwencji dla każdego lewicowca jest chyba oczywista , o tyle przekonanie, że wprowadzenie tego planu jest efektem celowego spisku elit przeciw społeczeństwu wydaje się być już mocno ahistoryczne i dotąd cechowało raczej prawicowe myślenie o polityce jako intencjonalnej działalności jednostek. O fałszywości takiego myślenia przekonują niezależne badania opinii społecznej, które pod koniec lat osiemdziesiątych prowadzone były zarówno przez OBOP, jak i CBOS.
 
Mądrzy po szkodzie
Wygląda więc na to, że lewicowi publicyści po raz kolejny padają ofiarą typowego złudzenia, nazwanego przez Barucha Fischhoffa hindsight bias. Sprowadza się ono do prostej – i jakże powszechnej – iluzji, że w przeszłości dobrze wiadomo było, jak historia się potoczy. Oceniając aktorów wydarzeń historycznych zakładamy, że podejmując swoje decyzje byli oni świadomi ich konsekwencji w takim stopniu, w jakim zdajemy sobie z nich sprawę my sami. Jest to zresztą o tyle wygodne, że pozwala łatwo znaleźć winnych, obarczyć ich odpowiedzialnością i dokonać na nich symbolicznego aktu zemsty, jak na figurce voodoo. O ile jestem w stanie zrozumieć takie zachowanie w wypadku protestujących związkowców, bezpośrednich ofiar transformacji, o tyle w wypadku publicysty starającego się odnieść do śmierci konkretnej postaci historycznej oczekiwałbym nieco więcej refleksji historycznej. Lepsze opisanie tych czasów może uchronić od popełniania podobnych błędów kolejne pokolenia humanistów, którzy w imieniu społeczeństwa podejmować będą strategiczne dla kraju decyzje polityczne.
 
Plan Balcerowicza (podobnie jak inne terapie szokowe proponowane w tamtym czasie – choćby Plan Beksiaka) z lewicowej perspektywy wydaje się zbrodnią na gospodarce i społeczeństwie. Upadło wiele zakładów pracy, w Polsce pojawił się na poważną skalę problem bezrobocia, biedne egalitarne społeczeństwo zamieniło się w społeczeństwo hiper-zróżnicowane, w którym bogactwo grodzonych osiedli sąsiaduje z podupadłymi blokowiskami. W zasadzie jedyną zasługą planu Balcerowicza był sukces w aprowizacji – na półkach pojawiły się towary, które wreszcie dostępne były za złotówki. Z czasem nastąpiło wygaszenie inflacji. W tym nowym rozdaniu nie każdy jednak mógł owe towary kupić.
 
Obwinienie za charakter reform wyłącznie rządu Tadeusza Mazowieckiego jest jednak nadużyciem. Rzadko bowiem kiedy rząd w takim stopniu jak ten – w sposób głęboko demokratyczny – mylił się wspólnie ze społeczeństwem, a nie przeciw społeczeństwu. Choć z dzisiejszej perspektywy głos Tadeusza Kowalika i lewicowych ekonomistów „Solidarności” wydaje się znacznie bardziej przekonujący – to wówczas byli oni wołającymi na puszczy. Nie dlatego, że eksperci z Chicago i George Soros dyktowali polskiemu rządowi konkretne rozwiązania, lecz dlatego, że ówczesne społeczeństwo nie znało pojęcia bezrobocia, a więc nie traktowało go jako groźby realnej. Problemami realnymi, które szczególnie doskwierały Polakom, były notoryczny brak zaopatrzenia i inflacja.
 
Rząd popularny jak żaden
Przywilej późnego urodzenia pozwala wielu lewicowym publicystom w pełni zignorować sytuację życiową Polaków drugiej połowy lat osiemdziesiątych. Polska wyróżniała się wówczas negatywnie nawet na tle innych państw bloku wschodniego. Codzienne braki żywności, godziny spędzone w kolejkach, a jednocześnie pojawiające się na bazarach towary, na które – przy dramatycznej inflacji – nikogo poza nieliczną kastą prywaciarzy nie było stać. Równość i pełne zatrudnienie nie były wówczas doceniane – bo nikt nie zdawał sobie sprawy z możliwości ich utraty. A to, co ludziom wydaje się pewne i oczywiste, nie jest przedmiotem ich politycznych dążeń. Popatrzmy więc na ten okres przez pryzmat ogólnopolskich badań na próbach reprezentatywnych.
 
Rok 1989 to okres licznych strajków – zarówno załóg przemysłowych, jak i studentów i organizacji patriotycznych. Strajki te, choć do dziś silnie obecne w pamięci zbiorowej, były jednak przez Polaków gremialnie potępiane. Pod koniec 1989 roku prawie 80% Polaków uważała strajkowanie przeciw rządowi Mazowieckiemu za niesłuszne (choć jeszcze w 1988 roku niemal połowa Polaków uważała strajki antyrządowe za słuszne).
 
Rząd Mazowieckiego miał za sobą poparcie, jakiego nie miał chyba żaden rząd w historii Polski. W listopadzie 1989 rząd popierało 82% Polaków, senat 81%, a sejm 80% społeczeństwa. Plan Balcerowicza, przedstawiony na przełomie września i października (tak – był to czas, gdy władze starały się dokładnie informować społeczeństwo o swoich posunięciach) był przyjęty hiper-entuzjastycznie. O ile we wrześniu 1989 roku 39% Polaków przewidywało, że w ciągu najbliższych 3 lat nastąpi poprawa ich sytuacji materialnej – o tyle w październiku wierzyło w to 44%, a w listopadzie już 57%. Widać to również w ogólnych ocenach nastrojów społecznych: w listopadzie 33% Polaków ocenia nastroje społeczne jako dobre (we wrześniu i październiku tylko 11-12%). Także w listopadzie (czyli już po ogłoszeniu planu Balcerowicza) pracę rządu pozytywnie ocenia 73% badanych. Czy którykolwiek z rządów ostatniej dekady mógłby liczyć na taką legitymację?
 

ilustr.: Kuba Mazurkiewicz


Dlaczego Polacy tak entuzjastycznie zareagowali na Plan Balcerowicza? Wydaje się, że odpowiedzią na to są najczęściej wskazywane przez Polaków problemy pod koniec lat osiemdziesiątych: na pierwszym miejscu jest to inflacja (zbyt wysokie ceny i ich wzrost), złe zaopatrzenie rynku, braki towarów i kolejki. 97% Polaków ocenia sytuację gospodarczą w 1989 jako złą. Zaopatrzenie w artykuły spożywcze w październiku 1989 aż 86% Polaków ocenia jako złe, w artykuły przemysłowe – aż 90%. A to właśnie te problemy plan Balcerowicza szybko i skutecznie rozwiązał – tworząc przy okazji dziesiątki innych, z których Polacy nie zdawali sobie jeszcze sprawy.
 
Gdy pod koniec roku 1989 OBOP zapytał Polaków, jaki był dla nich ten rok – aż 39% respondentów odpowiedziało, że dobry. Każdy poprzedni rok tamtej dekady był oceniany przez Polaków znacznie gorzej. Gdy ankieterzy spytali badanych, co takiego dobrego wydarzyło się w ostatnim roku, jednym z częściej wymienianych stwierdzeń było: „program gospodarczy rządu stwarza perspektywę na wyjście kryzysu”. Zapytani o zmiany niepomyślne – wskazywali najczęściej na podwyżki cen, inflację i złe zaopatrzenie w towary. Jednocześnie ponad połowa Polaków twierdziła, że kolejny rok będzie dla nich lepszy niż poprzedni (podobnego poziomu optymizmu nie notowano ani razu od lat siedemdziesiątych).
 
Rząd Tadeusza Mazowieckiego podejmował więc decyzje, które zdawały się być wymuszone przez opinię publiczną (choć – jak przekonują refleksje Janusza Reykowskiego i Jerzego Urbana na temat „okrągłego stołu” – były one równie entuzjastycznie aprobowane przez znaczną część dawnej komunistycznej nomenklatury). Recepty neoliberalnych ekonomistów były podchwytywane przez społeczeństwo równie entuzjastycznie, co przez rządzących nim dawnych dysydentów.
 
Po kilku dekadach życia w warunkach tzw. „realnego socjalizmu” Polacy nie zdawali sobie sprawy z konsekwencji szybkiej transformacji ekonomicznej. Nie znający kapitalistycznej ekonomii Polacy byli więc rządzeni przez dobrodusznych humanistów, którzy nie mieli odwagi podjąć decyzji społecznie niepopularnych, idących na przekór natychmiastowym żądaniom społeczeństwa. Takich decyzji, które za cenę wolniejszego duszenia inflacji czy tymczasowych braków w aprowizacji pozwoliłyby uchronić miejsca pracy i złagodzić odczuwane w przyszłości efekty transformacji. To pewnie dlatego w kolejnych latach członkowie pierwszego demokratycznego rządu musieli zmierzyć się z gniewem społecznym. Czy jednak, zanim rzucimy w nich płonącą oponą, nie powinniśmy przyjrzeć się w lustrze naszym własnym iluzjom i słabościom? Czy sami – po dekadzie niedoborów i kolejek – nie uwierzylibyśmy w iluzję szybkiego skoku do królestwa dobrobytu?
 
Czytaj nas co tydzień. W każdy poniedziałek nowe wydanie tygodnika internetowego „Kontakt”.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×