fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

Bez prawa do własnego domu

W pół roku po bezprawnej aneksji Krymu przez armię rosyjską, społeczność Tatarów krymskich żyje w narastającej niepewności. Kwestionowane są ich podstawowe prawa obywatelskie i polityczne. Po krótkim okresie spokoju najważniejszym celem narodu staje się znów fizyczne przetrwanie.
Bez prawa do własnego domu

W pół roku po bezprawnej aneksji Krymu przez armię rosyjską, społeczność Tatarów krymskich żyje w narastającej niepewności. Kwestionowane są ich podstawowe prawa obywatelskie i polityczne. Po krótkim okresie spokoju najważniejszym celem narodu staje się znowu fizyczne przetrwanie.

Znów sam na sam z Imperium
Kiedy zaproponowano mi napisanie tekstu o aktualnej sytuacji Tatarów Krymskich (nazwa własna to „Kyrymły”) na okupowanym przez Rosję terytorium, zgodziłem się od razu. Jako Tatar Krymski, który od lat mieszka w Polsce, wiem, że nie można pozwolić na to, by świat zapomniał teraz o naszym małym narodzie. Jeżeli dzisiaj świat odwróci się od Krymu, za kilkanaście lat może tam dojść do wynarodowienia rdzennego ludu, który przetrwał stalinowską deportację 1944 roku i powrócił do historycznej ojczyzny po pięćdziesięciu latach pokojowej walki. Dzisiaj znowu został sam na sam z odradzającym się imperium. Imperium, które wciąż dąży do jego eliminacji.
Po rozpadzie ZSRR, na gruzach którego na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku zaczęły wyrastać nowe samodzielne państwa, Krym znalazł się w obrębie granic suwerennej Ukrainy. Formalna jurysdykcja Kijowa nie przełożyła się jednak na faktyczną kontrolę nad regionem. Władzę na Półwyspie objęły stare postkomunistyczne elity, które wyraźnie ciążyły ku Moskwie. Pod ich wpływem regionowi nadano szerokie prawa – została utworzona Autonomiczna Republika Krymu o wyjątkowym statusie w ramach unitarnego państwa ukraińskiego.
Podczas historycznych wydarzeń w marcu 2014 roku prorosyjsko nastawione lokalne elity polityczne odegrały kluczową rolę w oderwaniu Krymu od Ukrainy. Ze swojej strony przezorny Kreml latami podsycał separatystyczne nastroje na Półwyspie i nie zawahał się wykorzystać chwilowej dezorganizacji struktur państwa na skutek dezercji prezydenta Janukowycza. Jednak niewątpliwym powodem aneksji Krymu przez Rosję jest kara za Majdan, który przez władze na Kremlu i osobiście przez prezydenta Putina odebrany został jako próba wyrwania się Ukrainy z okowów rosyjskiej dominacji. Utrata lojalności Kijowa zagroziła idei odbudowy na obszarze poradzieckim rosyjskiej strefy strategicznej, postrzeganej jako przeciwwaga dla wpływów amerykańskich. Wygląda na to, że rosyjscy przywódcy, marzący o powrocie do dwubiegunowego świata okresu zimnej wojny, nie chcą uświadomić sobie zupełnie innej rzeczywistości XXI wieku. Ta zafałszowana świadomość przekłada się na ich decyzje i działania, które okazały się tragiczne dla Ukrainy.
XX wiek był pełen wojen i barbarzyństwa. Właśnie w tym stuleciu Tatarzy Krymscy z kilkumilionowego narodu osiadłego zwarcie na terytorium Krymu przekształcili się w zaledwie kilkusettysięczną mniejszość, która de facto utraciła możliwość wpływania na losy swojej ziemi. Kiedy w 1944 roku Józef Stalin postanowił „rozwiązać kwestię tatarską” poprzez masową deportację wszystkich przedstawicieli tej narodowości w rejony Azji Centralnej i Uralu, głęboko zraniony wojną świat milczał. To był dobry moment na rozprawienie się z wrogiem bolszewickiej rewolucji. Poza tym Tatarzy Krymscy nie pasowali do planów radzieckiej władzy, która zamierzała przekształcić Krym w miejsce wypoczynku partyjnej nomenklatury i emerytowanych oficerów marynarki wojennej. Tymczasem ani architektura miast i wsi tatarskich, ani ich tryb życia, ani historycznie ukształtowane tradycje wolnościowe i demokratyczne nie wpisywały się w koncepcje planistów sowieckiego modelu społeczno-politycznego. Deportacja miała doprowadzić do likwidacji narodu poprzez stopniową asymilację i zanik poczucia odrębnej tożsamości.
Na stalinowskim zesłaniu Tatarzy Krymscy stworzyli potężny ruch społeczny, którego głównym postulatem stał się powrót do historycznej ojczyzny. Ponad pięćdziesięcioletnia pokojowa walka narodu została zwieńczona masową repatriacją u schyłku lat osiemdziesiątych, kiedy ZSRR chylił się ku upadkowi. Zbudowała ona w świadomości narodu poczucie symbolicznego zwycięstwa nad zbrodniczym reżimem. Stała się też cenną szkołą przetrwania, która przyda się znów po 23 latach względnie spokojnego życia na suwerennej Ukrainie.

Niebłagonadiożnyje
Jednym z pierwszych działań władz rosyjskich na zaanektowanym Krymie była próba „dogadania się” z przedstawicielami Tatarów Krymskich. Od razu po rozpoczęciu okupacji do stolicy Krymu przysłano desant przywódców tatarskich z Kazania, którym powierzono zadanie przekonania liderów krymskotatarskich, że powinni uznać fakt „przyłączenia Krymu do Rosji”. Gdy pomysł nie wypalił, Putin osobiście zadzwonił do Mustafy Dżemilewa, legendarnego przywódcy Tatarów i dysydenta z czasów sowieckich, i bezskutecznie namawiał do współpracy. Po kolejnej porażce Kreml przypuścił atak na Medżlis – nieformalny rząd Tatarów Krymskich, upoważniony do reprezentowania ich interesów wobec reszty świata. Ułożony na Kremlu scenariusz przewidywał zakaz wjazdu przywódców krymskotatarskich na Krym, który to plan zrealizowano wbrew protestom wspólnoty międzynarodowej. Dodatkowo, by rozbić jedność elit politycznych narodu, krymscy separatyści zaprosili do władzy kilku lojalnych wobec okupantów działaczy ruchu politycznego Tatarów Krymskich. Ci jednak za współpracę z separatystami od razu tracili zaufanie narodu, dodatkowo opłacając zdradę wykluczeniem z Medżlisu. Pewnego dnia rosyjska FSB wtargnęła do budynku Medżlisu i przeszukała wszystkie pomieszczenia. Podobne rewizje przeprowadzono w domach aktywistów krymskotatarskich i w meczetach. Szukano literatury zakazanej, narkotyków, a nawet flag ukraińskich. Nazajutrz poinformowano Medżlis, że ma opuścić zajmowany budynek. Lecz ku wściekłości Kremla to nie siedziba i adres pocztowy stanowią dziś o sile narodowego ruchu Tatarów Krymskich. Jej źródłem jest między innymi jedność wokół osoby Mustafy Dżemilewa, który jeździ po świecie i opowiada o problemach własnego narodu. Ostatnio robił to na konferencji ONZ poświęconej sprawom ludów tubylczych, którą tak usilnie i bezskutecznie próbowała zakłócić rosyjska delegacja.
Represje wobec politycznych liderów krymskich Tatarów, ataki na ich organizacje, mieszkania i aktywistów nasilają się z każdym dniem. Od aneksji na Krymie zaginęło bez śladu co najmniej osiemnaście osób tej narodowości. Największy rozgłos zdobyło, utrwalone przez kamerę monitoringu, porwanie Reszata Ametowa. Ciało aktywisty po tygodniu znaleziono w pobliżu Symferopola ze śladami po torturach, a śledczy nawet nie udają, że prowadzą poszukiwania sprawców. Wraz z planowanym przyjęciem przez rosyjską Dumę ustawy o amnestii dla tzw. ludowej samoobrony i działań separatystycznych władz Krymu w okresie od marca 2014 do stycznia 2015 roku, zniknie iluzja, że sprawcy licznych porwań, pobić i zabójstw proukraińskich działaczy na Krymie zostaną kiedykolwiek złapani.
Pytany o perspektywy dla Krymu i jego rodaków, Tatarów Krymskich, sam Mustafa Dżemilew ciężko wzdycha i kreśli pesymistyczne scenariusze. Mówi o przynoszonych przez listonoszy wezwaniach do komisji wojskowej. Najwyraźniej Rosjanie myślą o wywiezieniu młodych krymskich Tatarów z półwyspu na wypadek problemów. Z drugiej strony, mężczyźni ci raczej nie będą chcieli odbywać służby wojskowej w armii rosyjskiej, a zmuszanie ich do tego może zaostrzyć napięcia. Wspominając o tym Dżemilew nie wyklucza, że sytuacja może wymknąć się z pod kontroli Medżlisu, który wszystkimi siłami stara się powstrzymać narastający gniew wśród części swoich rodaków, pytających jak długo jeszcze będą znosić poniżenia.
W ostatnim czasie na Krymie coraz bardziej otwarcie mówi się o przygotowaniach Rosjan do zajęcia terytoriów Ukrainy na północ od przesmyku Perekop. Moskwa zgromadziła na półwyspie około 40 tysięcy żołnierzy i najnowocześniejszą technikę, jaką dysponuje armia rosyjska. Z taką przewagą nad siłami ukraińskimi skoncentrowanymi na południu zajęcie Melitopola nie byłoby trudne. Z kolei przejęcie kontroli także nad Bierdiańskiem i Mariupolem dałoby Rosjanom możliwość zapewnienia dostaw żywności na Krym lądem. Już latem przeprawa promowa w Kerczu nie wyrabiała się bowiem z transportem osób i towarów. Jesienią warunki pogodowe pogorszą się, a silne sztormy trwale zablokują cieśninę kerczeńską.
Źle wygląda także sytuacja z dostępem do prądu i wody, których zasoby w ponad osiemdziesięciu procentach znajdują się w kontynentalnej części Ukrainy. Z kolei deficyt towarów spowoduje dalszy wzrost cen, które i tak poszły w górę, dawno niwelując efekty podwyżki pensji i emerytur. Dochodzi wręcz do absurdalnych sytuacji, kiedy zawożone z kontynentalnej części Ukrainy towary zamiast do sklepów wędrują dalej na wschód, gdzie są przerzucane przez cieśninę kerczeńską do Rosji i sprzedawane, gdyż tam żywność jest jeszcze droższa.
Zimą Krym może znaleźć się na skraju ostrego kryzysu żywnościowego. Świadome tego rosyjskie władze muszą podjąć szybkie działania prewencyjne, a wśród dostępnych opcji kolejna inwazja na Ukrainę może zostać uznana za najbardziej optymalne rozwiązanie. Lecz jeżeli Rosjanie zaatakują z Krymu, wówczas by zabezpieczyć swoje tyły będą musieli rozprawić się z „piątą kolumną”, czyli Tatarami Krymskimi. To oznacza, między innymi, aresztowania, deportacje i kolejne zaginięcia działaczy. Taki czarny scenariusz w pewnym sensie już jest realizowany. Separatystyczne władze nękają ludzi wizytami funkcjonariuszy FSB i uzbrojonych bojówkarzy tzw. samoobrony, próbując w ten sposób zmusić ich do opuszczenia Krymu. Najchętniej pewnie deportowałyby wszystkich jak Stalin w 1944 roku, ale w XXI wieku nie jest to takie proste. Dlatego starają się maksymalnie uprzykrzyć Tatarom życie, by sami zdecydowali się na wyjazd. Według nieoficjalnych danych, z Krymu po aneksji wyjechało już około 8 tysięcy osób, z których większość to Kyrymły.

Co dalej?
Sytuacja Tatarów Krymskich jest bardzo trudna, ale nie beznadziejna. Po pierwsze, naród, który przeżył deportację stalinowską i lata poniżeń na obczyźnie jest na tyle silny i zahartowany, że zdoła stawić czoła nowym zagrożeniom. Najważniejszym celem staje się znów fizyczne przetrwanie. To wymaga jedności i jeszcze większej mobilizacji. Z kolei rolą wolnego świata jest uważne monitorowanie sytuacji na Krymie, alarmowanie o naruszaniu praw Tatarów Krymskich i aktywna dyplomacja. Pomogą w tym m.in. projekty medialne, na przykład stworzenie odbieranej także na Półwyspie telewizji z obiektywnymi wiadomościami czy sieci niezależnych dziennikarzy, którzy będą na bieżąco – również z terytorium Krymu – informować szeroką publiczność o sytuacji na okupowanej ziemi. Rząd w Kijowie i ukraińskie organizacje pozarządowe, a także prawnicy, dziennikarze i politycy mają zbierać dowody bezprawnych działań funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa, oddziałów tzw. samoobrony, składać pozwy do sądów krajowych i zagranicznych. Potrzebny jest aktywny zespół adwokatów i prawników, którzy będą udzielać porad obywatelom Ukrainy, w tym mieszkańcom Krymu, w zakresie prawa ukraińskiego, rosyjskiego i międzynarodowego. Wymienione działania są jedynie kroplą w morzu potrzeb, sygnalizowanych przez ekspertów, samych aktywistów i polityków zajmujących się tematem Krymu. Nie stanowią odpowiedzi na kluczowe pytanie o powrót Krymu do Ukrainy. Nie ulega jednak wątpliwości, że kluczowym warunkiem, bez którego spełnienia nie można realnie mówić o jego odzyskaniu, będzie wzmocnienie zdolności państwa ukraińskiego do obrony militarnej własnego terytorium. A to nie będzie możliwe bez gruntownych systemowych reform, za które zginęła na Majdanie Niebiańska Sotnia.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×