fbpx Wesprzyj nas!

magazyn lewicy katolickiej

A może Kuba, po prostu?

Nie ma jednej Kuby, każda jest na swój sposób prawdziwa. Turystyka i to, co się wokół niej dzieje, nie jest więc jedynie fasadą, lecz kontekstem, którego nie sposób pominąć, kiedy się o Kubie mówi.
A może Kuba, po prostu?

Prawdziwa Kuba. Pikniki kubańskie. Gorące noce w kubańskich rytmach. Kanapki kubańskie. Blogi poświęcone Kubie. Spotkania w kawiarniach podróżniczych. Od kilku lat popularność wyspy nie maleje, a z każdym kolejnym jej przedstawieniem wiąże się zapowiedź odkrycia „tej prawdziwej Kuby”. „Prawdziwej Kuby”, czyli miejsca ukrytego przed okiem turystów; miejsca, w którym za fasadą urokliwych uliczek kryją się rozpadające się kamienice, w którym ludzie są biedni, ale szczęśliwi, w którym każdy umie tańczyć i śpiewać, a na dodatek robi to na ulicy. Pozostaje pytanie: dlaczego mimo tych starań prawdziwa Kuba pozostaje nieodkryta?

Jako antropolodzy jesteśmy z założenia ostrożni wobec własnych generalizacji, a każdy wyjazd badawczy przynosi nam więcej pytań niż odpowiedzi. Podchodzimy więc zawsze z dużym dystansem do kolejnych prób pokazywania tego, jak „naprawdę” wygląda życie na Kubie. Nie oznacza to, że zależy nam na tym, aby w ogóle o niej nie opowiadano, ale raczej żeby bardziej krytycznym okiem przyjrzeć się temu, co zamierza się opowiedzieć. Wizerunek Kuby w dyskursie publicznym pomija wiele nieoczywistych aspektów tego społeczeństwa. Kuba to mnogość kontekstów i poszukiwanie jej „prawdziwej” wersji wcale nie przybliża do zrozumienia, a raczej zaciemnia jej obraz poprzez tworzenie nowych mitów i wyobrażeń.

Rzekomy dostęp do „prawdziwej” Kuby przejawia się na różne sposoby – jedni mówią o korzystaniu z tańszych taksówek, inni pokazują zdjęcia zniszczonych kamienic i ich mieszkańców, niektórzy starają się udowodnić za wszelką cenę, że da się żyć a lo cubano, czyli płacąc walutą „nieturystyczną” (do tego jeszcze wrócimy) i omijając „turystyczne” miejsca. I choć w wielu przypadkach osoby te nie kierują się złymi intencjami, to koniec końców obraz kubańskiego społeczeństwa zostaje w ich relacjach spłycony do wycinków, które nie pozwalają na zrozumienie złożonej sytuacji Kubańczyków i ich ojczyzny.

Z naszej perspektywy nie ma jednej Kuby, a każda jest na swój sposób prawdziwa. Turystyka i to, co się wokół niej dzieje, nie jest więc wyłącznie fasadą, za którą kryje się coś bardziej realnego, lecz kontekstem, którego nie sposób pominąć, kiedy się o Kubie mówi. Turystyka była wszak odpowiedzią na głęboki kryzys gospodarczy kraju z początku lat 90. XX wieku, związany z upadkiem Związku Radzieckiego i zaostrzeniem embarga ze strony Stanów Zjednoczonych. Fidel Castro nazwał ten trudny czas „okresem specjalnym”, periodo especial. Kubańczycy gwałtownie zubożeli, a dostęp do podstawowych produktów – w tym także produktów żywnościowych – stał się bardzo trudny. Żeby zaradzić tej sytuacji, rząd kubański zdecydował się na wykorzystanie turystycznego potencjału kraju. Warto podkreślić, że ideologicznie uznano to rozwiązanie za mniejsze zło, turystyka stanowiła bowiem symbol zależności od USA, a wyrzucenie turystów z kraju było traktowane jako jedno ze zwycięstw rewolucji 1959 roku.

Wznowienie stosunków dyplomatycznych ze Stanami Zjednoczonymi, ogłoszone 17 grudnia 2014 roku, przyniosło kolejne zmiany – ponowne otwarcie ambasad w Hawanie i Waszyngtonie, zniesienie części ograniczeń w podróżach między obydwoma krajami oraz złagodzenie sankcji na przekazy pieniężne na Kubę (wraz z podniesieniem maksymalnej kwoty, jaką można jednorazowo przekazać). To zbliżenie spowodowało również szybki rozwój turystyki międzynarodowej (3,9 miliona odwiedzających w 2016 roku wobec 3,5 miliona w roku 2015). W ostatnich latach Kuba zdaje się podążać ścieżką liberalizacji, co potwierdzają takie wydarzenia jak otwarcie Specjalnej Strefy Ekonomicznej w okolicach Hawany czy niedawna propozycja dokonania zmian w konstytucji. Coraz częściej wspomina się również o ograniczeniu systemu społecznych benefitów, między innymi o likwidacji książeczek żywnościowych.

Prawdziwa Kuba: wielokulturowa i tolerancyjna

Chociaż zgodnie z ideologią rewolucji rasizm na Kubie nie istnieje, rzeczywistość jest niestety o wiele bardziej skomplikowana. Warto przypomnieć, że aktywiści, którzy w latach 1961–1962 wyciągnęli na światło dzienne problem rasizmu, znaleźli się w więzieniu. Osoby czarnoskóre pod pretekstem braku buena presencia – czyli „porządnego” wyglądu, co zgodnie z kubańskim prawem może stanowić podstawę dla odmowy wstępu lub zatrudnienia, a często de facto przekłada się na dyskryminację osób o „niepożądanym” kolorze skóry – mają duże problemy ze znalezieniem zatrudnienia w turystyce. Badania Alejandro de la Fuente, L. Kaifa Roland czy Nadine Fernandez sugerują, że dyskryminacja rasowa na Kubie jest w dalszym ciągu wynikiem strukturalnego rasizmu, a nie tylko indywidualnych uprzedzeń. Ponadto statystyki są na Kubie bardzo niedokładne (to zjawisko typowe dla Karaibów i Ameryki Łacińskiej), ponieważ istnieje rozbieżność pomiędzy kategoriami rasowymi użytymi w dokumentach oficjalnych a tymi, które funkcjonują w życiu codziennym (cztery kategorie statystyczne i ponad dwadzieścia używanych przez Kubańczyków w codziennych interakcjach).

W latach 2011–2015 prowadziłam na Kubie badania etnograficzne nad rumbą, których owocem jest książka „Performing Afro-Cuban heritage: tradition and transformation in the rumba” (Warszawa 2016). Moi rozmówcy – większość z nich to afro-Kubańczycy – wielokrotnie mówili o byciu marginalizowanymi, między innymi przy zatrudnieniu w branży turystycznej, i o wykorzystywaniu rumby przez rząd do celów polityczno-wizerunkowych. Jest ona do dzisiaj postrzegana jako una cosa de negros (zajęcie dla czarnych, a co za tym idzie, praktyka ludzi o niskiej kulturze – gente de baja cultura), kojarzona z przesadą, wulgarnością i agresywnością. Właściwie nie było rozmowy (z ponad czterdziestu pogłębionych wywiadów etnograficznych przeprowadzonych w trakcie pięcioletniej obserwacji w terenie), która nie dotyczyła aspektu rasy i dyskryminacji na tle rasowym. Idealistyczny obraz tolerancyjnej Kuby jest atrakcyjny, ale niestety bardzo daleki od rzeczywistości i niesprawiedliwy w stosunku do osób dyskryminowanych.

Prawdziwa Kuba: kraj czarujących, uwodzicielskich mężczyzn

Wiele portali turystycznych wymienia Kubę jako kraj przyjazny dla samotnych podróżniczek. Mężczyźni opisywani są jako czarujący i choć piropos, czyli uliczne zaczepki, są powszechne, to mają nigdy nie przybierać nachalnej, przemocowej formy. Pojawiają się nawet oferty wyjazdów połączonych z warsztatami, w których kobiety poprzez taniec i uliczne interakcje z Kubańczykami mogą na nowo odkryć swą kobiecość i atrakcyjność (na przykład warsztaty „The Power of Sabrosura” organizowane przez Chen Lizra, autorkę książek o Kubie, lifestyle coacherkę i przewodniczkę). Również rząd kubański często podkreśla rolę kobiet w rewolucji (co rzecz jasna nie przeszkadzało temu, żeby zdominowany był on przez mężczyzn). Ich znaczenie zdaje się potwierdzać także liczba oficjalnie działających stowarzyszeń kobiecych.

Względne bezpieczeństwo turystek i istnienie organizacji kobiecych nie negują jednak głęboko zakorzenionego w społeczeństwie kubańskim zjawiska machismo: latynoamerykańskiego kultu męskości, w którym macho, samiec, ma sprawować władzę nad kobietą, której miejsce jest w domu. Machismo pozostaje problemem po dziś dzień. Bycie macho lub guapo potwierdza męskość. Istnieje bardzo bogata literatura specjalistyczna na temat przemocy wobec kobiet na Kubie, szczególnie jeśli chodzi o praktyki związane ze społeczną kontrolą sfery prywatnej po 1959 roku (chodzi głównie o działalność Comites de Defensa de la Revolución – Komitetów Obrony Rewolucji, sprawujących kontrolę nad sprawami dzielnic bądź miast). Sfera prywatna pełna jest przytłaczających nierówności pomiędzy mężczyznami a kobietami. Wykazano, że szczególnie w przypadkach przemocy domowej wobec kobiet członkowie Komitetów nie czują się uprawnieni do interwencji. Lokalne powiedzenie entre marido y mujer nadie se debe meter (pomiędzy męża a żonę nikt nie powinien się wciskać) jest używane przez policjantów i przedstawicieli CDR właśnie po to, żeby nie musieć interweniować. Przypadki przemocy domowej są zamykane w obrębie gospodarstwa i traktowane jako osobisty problem poszczególnych kobiet, który nie wynika z panujących stosunków społecznych.

Prawdziwa Kuba: szczęśliwe rodziny mieszkające w wielopokoleniowych domach

W dzielnicy Habana Centro według danych Oficina Nacional de Estadistica, czyli kubańskiego odpowiednika Głównego Urzędu Statystycznego, gęstość zaludnienia dochodzi do 40 tysięcy osób na kilometr kwadratowy, w Habana Vieja – do 20 tysięcy. Dla porównania w najgęściej zaludnionej dzielnicy Warszawy, czyli na Ochocie, na kilometr kwadratowy przypada mniej niż 10 tysięcy mieszkańców. W latach 2011–2014 prowadziłem badania etnograficzne na temat casas particulares (kwater prywatnych wynajmowanych turystom przez Kubańczyków) i tworzonej wokół nich oddolnej infrastruktury opartej na sieciach społecznych. Wynika z nich, że pobyt wielu pokoleń w jednym gospodarstwie domowym często generuje konflikty i ujawnia nierówne relacje: w obliczu braku mieszkania dzieci są silnie uzależnione od rodziców. Warto zastanowić się nad tym, jak trudno żyć w domu, w którym mieszka tak wiele osób naraz i czasem nie ma nawet ścian, które wydzielałyby pokoje i dawały prywatność.

Głód mieszkań na Kubie jest ogromny, a fakt, że wiele domów jest wynajmowanych turystom, nie przybliża do rozwiązania problemu. Wiele osób żyje w tak zwanych solares, czyli dawno porzuconych willach i kamienicach, z których każdy nowo przybyły zabudował część dla swojej rodziny. Hawana jest ponadto zamieszkana przez wielu wewnętrznych migrantów – jako że na Kubie nie funkcjonuje swoboda poruszania się, a jej naruszenie wiąże się zarówno z sankcjami ekonomicznymi, jak i ryzykiem deportacji, wielu z nich podnajmuje pokoje u innych rodzin, zajmuje pustostany lub buduje domy z blachy bądź kamienia, które w kraju nazywane są llega y pon (w dosłownym tłumaczeniu: „przybądź i załóż/zbuduj”). Tacy migranci wykluczeni są zarówno z dostępu do oficjalnego zatrudnienia, jak i z kubańskiego systemu benefitów, które byłyby dla nich dostępne wyłącznie w miejscu zameldowania. Muszą więc szukać źródła dochodu w szarej strefie, co wciąż jest dla nich bardziej opłacalne niż pozostawanie w miejscu, z którego pochodzą.

Prawdziwa Kuba: spokojne życie bez internetu

W lecie tego roku byliśmy w ciągłym kontakcie z Kubańczykami, którzy pytali, co u nas słychać, lub prosili o przywiezienie konkretnych produktów zza granicy. A to dlatego, że ETECSA, czyli kubańskie przedsiębiorstwo telekomunikacyjne, testowała internet mobilny i Kubańczycy cieszyli się kilkoma dniami darmowego dostępu do sieci.

Ostatnie lata przyniosły duże zmiany, jeśli chodzi o infrastrukturę internetową na Kubie. Najpierw powstały strefy wi-fi w parkach i na placach, a po wykupieniu karty każdy mógł połączyć się z siecią. Efekty przynosi też partnerstwo publiczno-prywatne z Google i zobowiązanie się firmy do powszechnego udostępnienia internetu na wyspie. Z każdym dniem dostęp do światowej sieci jest na Kubie łatwiejszy. Wcześniej także był możliwy, lecz bardzo drogi – w ciągu ostatnich czterech lat cena spadła z ośmiu do jednego dolara za godzinę.

Wielu turystów idealizuje ten utrudniony dostęp do internetu, traktując go jako dodatkową atrakcję. Podkreślają, jak Kuba pozwala im „wypocząć” od świata, żyć tu i teraz, nie patrzeć w ekran. Warto jednak pamiętać, że mówimy o kraju, w którym zdecydowana większość obywateli ma za granicą kogoś, kto przysyła pieniądze, co oznacza, że rodziny są rozczłonkowane, podzielone. Jest to więc raczej dramat tego społeczeństwa – krewni mogą kontaktować się wyłącznie przez Messengera i inne media internetowe, podczas gdy możliwości opuszczenia kraju są bardzo ograniczone. Dlatego „życie tu i teraz” wcale nie było dla Kubańczyków sielanką.

Prawdziwa Kuba: waluta dla turystów, waluta dla Kubańczyków

Pytanie o to, czy płaciliśmy kubańskimi pesos (CUP), jest dość często zadawane przez osoby, które chciałyby wyjechać na Kubę lub które były tam przez jakiś czas. Od momentu otwarcia się kraju na turystykę w latach 90. na Kubie funkcjonował podwójny obieg waluty – początkowo były to peso kubańskie i dolar amerykański. Żeby ograniczyć liczbę dolarów w obiegu, rząd wprowadził CUC – czyli peso wymienialne, którego wartość przeliczana jest na dolara. Działania te miały chronić Kubańczyków przed spadkiem ich siły nabywczej w związku z pojawieniem się pieniędzy od turystów, jednak bardzo szybko zaczęto mówić o tym, że za dolary (lub CUC) da się kupić wszystko, podczas gdy peso kubańskie jest bezwartościowe. Choć regulacje dotyczące podwójnej waluty zmieniały się na przestrzeni lat, to w ostatnim czasie w ramach wstępu do jej ujednolicenia wprowadzono zasadę, że CUC i CUP (1 CUC = 25 CUP) są ze sobą wymienne i akceptowane na terenie całego kraju jako ważny środek płatności. Istotność tego rozróżnienia podkreślają turyści, którzy w ten sposób chcą pokazać swoją dogłębną znajomość Kuby.

Podwójny obieg walutowy to także jeden z efektów wpływu turystyki na przemiany gospodarki kubańskiej i życie codzienne Kubańczyków, który przekłada się między innymi na pogłębiające się różnice społeczne czy nierównomierny dostęp do dóbr codziennego użytku. To dostęp do pracy w turystyce, niezależnie od tego, czy zgodnej z prawem (praca w hotelach, restauracjach lub prowadzenie własnej działalności), czy w ramach niesankcjonowanych przez państwo form zatrudnienia (głównie świadczenie usług dla turystów – zaprowadzenie do wolnego domu, przewóz i tak dalej), determinuje względny dobrobyt. Wykształcenie i praca w zawodach postrzeganych jako elitarne – jak lekarz czy prawnik – wiążą się z bardzo niskimi zarobkami, przez co wielu Kubańczyków porzuca te profesje właśnie na rzecz pracy w turystyce. Warto pamiętać, że poza turystyką większość Kubańczyków zatrudniona jest w sektorze państwowym, w którym pensje od wielu lat ulegały niewielkim zmianom i wciąż pozostają na bardzo niskim poziomie. Według danych Oficina Nacional de Estadística średnia pensja w 2017 roku wyniosła 767 CUP (czyli około 24 EUR). Dla porównania: jest to dzienny koszt wynajmu pokoju średniej jakości w Hawanie. Jak wykazały wywiady prowadzone z gospodarzami casas particulares, wielu z nich pracowało w zawodach wymagających wysokich kwalifikacji, które jednak porzucili, ponieważ nie zapewniały im środków do życia.

***

„Prawdziwej Kuby” nie ma. Jest za to kraj tak skomplikowany, że zawsze poznajemy i rozumiemy tylko jakiś jego wycinek. Próby obalania mitów i odkrywania domniemanej ukrytej prawdy są zrozumiałe, gdy w publicznym dyskursie wyspa jest prezentowana jako rejon atrakcyjny dzięki swemu romantyzmowi i egzotyce (w tym też pokazywanej w nader jaskrawy sposób biedzie), a żyjący na niej ludzie sprowadzani są do roli elementów krajobrazu. Podobne stereotypy dotyczą zresztą wielu innych miejsc chętnie odwiedzanych przez turystów. Warto jednak pamiętać o tym, że to, co chcemy pokazać, ważniejsze jest od budowania naszego wizerunku jako ekspertów od nieznanego oblicza wyspy.

***

Korzystaliśmy między innymi z następujących źródeł:
Philip Brenner i in. (red.), „A contemporary Cuba reader: the revolution under Raúl Castro”, Lanham 2015.
Danielle Clealand, „When ideology clashes with reality: racial discrimination and black identity in contemporary Cuba”, „Ethnic and Racial Studies” 36 (2013), nr 10, s. 1619–1636.
Yvonne Daniel, „Rumba: dance and social change in contemporary Cuba”, Bloomington 1995.
Alejandro de la Fuente, „Recreating racism: race and discrimination in Cuba’s «special period»”, „Socialism and Democracy” 15 (2001), nr 1, s. 65–91.
Silje Lundgren, „Heterosexual Havana: ideals and hierarchies of gender and sexuality in contemporary Cuba”, Uppsala 2011.
L. Kaifa Roland, „Cuban color in tourism and la lucha: an ethnography of racial meanings”, New York 2011.

Potrzebujemy Twojego wsparcia
Od ponad 15 lat tworzymy jedyny w Polsce magazyn lewicy katolickiej i budujemy środowisko zaangażowane w walkę z podziałami religijnymi, politycznymi i ideologicznymi. Robimy to tylko dzięki Waszemu wsparciu!
Kościół i lewica się wykluczają?
Nie – w Kontakcie łączymy lewicową wrażliwość z katolicką nauką społeczną.

I używamy plików cookies. Dowiedz się więcej: Polityka prywatności. zamknij ×